Opis
Samotność w związku to przeżycie, z którym mierzy się dość spora liczba osób. Statystycznie dotyczy częściej kobiet, co nie oznacza jednak, że nie cierpią z tego powodu również mężczyźni. Samotność może dotknąć nas zarówno na początku relacji partnerskiej, jak i po wielu latach wspólnego małżeństwa, mieszkania w jednym domu i przebywania ze sobą na co dzień. Mimo bliskiej obecności drugiej osoby czujemy się samotni i nierozumiani, odczuwamy pustkę.
Samotność w związku pojawia się często w wyniku rutyny. Przytłaczająca rzeczywistość, życie w pędzie i długa lista obowiązków sprzyjają odsuwaniu się od siebie oraz zaniedbywaniu wspólnego czasu i własnych potrzeb. Wówczas choć obie osoby partnerskie są tuż obok siebie, para zaczyna żyć osobno i odczuwać wobec siebie obojętność. Samotność w związku zaburza nasze funkcjonowanie zarówno pod względem emocjonalnym, jak i psychicznym.
Lekarstwem na samotność w związku może być powrót do siebie i nauczenie się siebie od nowa. Sprzyjają temu spędzanie więcej czasu we dwoje, wspólne tworzenie „RAZEM", wymiana komplementów oraz budowanie intymnej czułości.
Często zdarza się, że ludzie wchodzą w relację i budują związek po to, aby nie czuć się samotnymi w życiu. Tymczasem okazuje się, że te nadzieje nie zostają spełnione i w relacji, w którą weszli z taką dużą nadzieją, czują się jeszcze bardziej samotni niż wtedy, gdy nie mieli partner_.
To, co mówisz, oczywiście dotyczy wielu związków, często bywa tak, że wchodzimy w relację, w związek z poczucia głębokiej samotności. Jednak ta samotność nie dotyczy do końca osoby dorosłej, tylko dziecka.
Tego dziecka w nas?
Oczywiście, bo jako dzieci byli samotni, nie zaspokoili tej samotności niczym, więc marzą o drugim rodzicu. O mamie cudownej bądź o ojcu cudownym, z którymi wszystko będzie cudowne.
I to jest ten imperatyw, który każe im wchodzić w relację?
To jest niedojrzały ruch i jest to, oczywiście, wewnętrzny imperatyw pt. „Jak będę miała męża/jak będę miał żonę czy partner_, będę już spełnion_, wszystko zacznie się układać. Będę w stanie przenosić góry”. Oczywiście jest to życie – mówiąc metaforycznie – jak na próbie generalnej. Warunkujemy swoje szczęście od czegoś: gdy będę, to wtedy coś się wydarzy. Jest to, oczywiście, uzależnieniowa postawa – emocjonalne uzależnienie od drugiej osoby, które uzależnia nasze szczęście, nasze życie, nasze spełnienie, lepszą pracę, lepsze życie.
Czyli tak naprawdę nie ma to szansy powodzenia? W sensie: trudno się spodziewać, że to będzie spełniona, szczęśliwa relacja. To jest taki jakby rodzaj wymuszonego bycia z kimś. Nam może się wydawać, że będziemy szczęśliwi z tą osobą albo może nam się wydawać, że kochamy tę osobę?
Niekoniecznie, bo popatrz: związek to taki długi dystans; to nie jest kwestia roku, dwóch, trzech, tylko wiążemy się z kimś na przysłowiowe „zawsze”. Oczywiście nigdy nie wiemy, ile to „zawsze” potrwa, ale nikt nie myśli, że ten związek krótko potrwa, później znajdę sobie innego partnera bądź partnerkę.
Nie zakładamy tego.
Nie, absolutnie. I moim zdaniem, to bardzo dobrze, bo to też świadczy o tym, że te nasze potrzeby, z jakimi wchodzimy w związek, mogą być weryfikowane, uświadamiane, tworzone od nowa podczas trwania relacji. Czyli jeżeli mam potrzebę, że mój partner sprawi, że wszystko będzie cudowne, on powie mi: „Słuchaj, nie jestem twoim tatą, jestem twoim partnerem. Mogę być przy tobie, ale nie będę zgadywał, czy ty dzisiaj jesteś smutna czy wesoła; nie będę zgadywał, czego ty dzisiaj ode mnie potrzebujesz. Zacznij to komunikować i o tym mówić”. I wtedy dopiero ten związek urasta do rangi dojrzałego i jest też w stanie się rozwijać, przeżywać mnóstwo cudownych chwil.
No dobrze, a kiedy samotność pojawia się w związku już wieloletnim, który trwa, powiedzmy, kilka lat?
To pytanie, na czym jest zbudowany ten związek? Czy na wczesnej ciąży i zaspakajaniu potrzeb dziecka? Czy na tym, że żona robiła karierę i jej służyłem czy może na tym, że mąż robił karierę, a ja służyłam jemu?
Mówiąc „służyłam” czy „służyłem” – co masz na myśli?
Poświęcałam się. Czy na tym, żeby dom był czysty, bo tak mnie wychowano? Żeby były zakupy zrobione i obiad trzydaniowy codziennie, świeży? Czy na tym, że spełniam siebie i realizuję, a mój mąż równolegle i czasami się nasze światy przenikają, i czerpiemy od siebie wzajemnie i się rozwijamy? Pytanie: na czym? Bo jeżeli na chwilę się spotykamy, to ta samotność nawet w takim rozwojowym związku, może się bardzo często pojawić szybko. Po kilku latach – to dla mnie wygląda, że no, dzieci są nastoletnie, mają już swoje hobby, a mama jest porzucona, a tato ma swoją karierę za granicą.
Przyczyną samotności jest wtedy syndrom opuszczonego gniazda?
Powodem samotności jest zero partnerstwa w relacji od samego początku. Nie było partnerstwa, nie było współwychowywania, nie było wspólnego spędzania czasu, wspólnego bycia razem, wspólnego rozwiązywania problemów. Wszystko na siebie wzięła z rozpędu żona, która uważa, że do wszystkiego się nadaje, a mąż tylko do zarabiania pieniędzy.
Albo odwrotnie.
Albo odwrotnie, absolutnie.
W jaki sposób doświadczają samotności w związku kobiety, a w jaki sposób mężczyźni?
U kobiet bardzo często pojawia się taki syndrom zaburzeń lękowych, jak również depresyjnych, ale też taki syndrom opowiadania o tym, że: mojego męża nigdy nie ma, nie wiem, co robić dalej, czuję się samotna.
Narzekania?
Tak, i też takiego deprecjonowania mężczyzny: „mężczyźni tacy są; oni tak mają, są nieporadni, nadwrażliwi”. Takie wzorce, stereotypy, które dawno temu zostały, niestety, zakorzenione w naszej kulturze – że są role męskie i kobiece, i mężczyźni nadają się do tego, a kobiety do tego. Jeżeli mężczyzna jest smutny, to należy mu służyć, bo to jest najwyższy dla nas priorytet – bo on jest smutny albo zapracowany, albo zły. A kobieta jest od pomieszczania tych emocji i od życia życiem tego mężczyzny. Oczywiście celowo tak o tym mówię, żeby też pokazać, jak dużym uzależnieniem emocjonalnym to jest.
A mężczyźni?
Mężczyźni bardzo często zamykają się w swoim świecie. Mają swój świat – praca; swój świat – sport; swój świat – wyjścia co piątek albo co czwartek, albo co sobotę; swój świat – telewizor i swój świat – hobby. I nie dopuszczają nikogo do swojego świata.
A czy to się bierze stąd, że mężczyznom trudniej mówić o emocjach?
Bardzo często tak, ale to się też bierze z tego, że widzieli niedostępnego swojego tatę, więc sami są niedostępni. I boją się swoich emocji, boją się swojego smutku, boją się swojej depresji. Łatwiej jest im wtedy napić się alkoholu, bądź pójść na bardzo intensywny trening sportowy, żeby już w ogóle nic nie czuć, tylko ból fizyczny.
To jest zabijanie samotności?
Jest to zabijaniem emocji w ogóle, ponieważ jeżeli mamy bardzo dużo wysiłek, np. sportowy, to w tym momencie już nie czujemy tego, że jest nam źle, tylko czujemy, że jesteśmy zmęczeni. Ból fizyczny zawsze wygrywa.
Jesteśmy zmęczeni, ale też spełnienie czujemy po takim dobrym treningu.
To na pewno, oczywiście. Lepszy niż dobry seks.
(śmiech) Różnie bywa.
Tak.
Pojawia się też satysfakcja, myślę, która równoważy jakby to uczucie samotności. Nie jest tak?
Pojawia się coś, w czym jestem sprawczy. Czyli czuję się samotny, niespełniony w rodzinie, nikt mnie nie słucha w domu, nikt mnie nie słucha w pracy, nie awansuje, ale jestem w stanie ćwiczyć np. 5 godzin dziennie. To jest prawie niemożliwe, natomiast znam takich mężczyzn, którzy są w stanie.
A jest możliwe w ogóle zbudowanie relacji z partnerem/z partnerką kiedy się jest takim głęboko samotnym i ma się taką potrzebę bycia z kimś? Bo zdarzają się sytuacje, że niektóre osoby nie potrafią sobie ułożyć z nikim życia. I podejmują różne próby w tym kierunku, starają się nawet, ciągle poznają nowe osoby i jest w nich taki głód bycia z kimś – to jest to, o czym mówiłaś na początku – ale też nie potrafią przekształcić tego głodu i tej silnej wewnętrznej potrzeby i tej rozpaczliwej samotności w bycie z kimś. Skąd to się bierze? Dlaczego tak się dzieje?
Bardzo często były to samotne dzieci, porzucane w swoim pokoju z zabawkami albo bez, siedzące przy ścianie godzinami albo bawiące się lego całymi dniami, bądź uczące się na okrągło, żeby tylko nie czuć tej samotności. Wchodzą później w relacje i nadal to nie jest to. Ja mam takie poczucie, że powiedzenie o tym w związku, np.: „słuchaj, bardzo jest mi źle, gdy cię nie ma; chciałbym/chciałabym więcej czasu z tobą spędzać; cały czas czuję pustkę, samotność; nie wiem, co mam robić dalej” – otworzenie się i podjęcie komunikacji na ten temat daje naprawdę bardzo dojrzały wgląd i sprawia, że te osoby spotykają się ze sobą i zaczynają ze sobą rozmawiać. A rozmowa jest pierwszym krokiem do oswojenia tej samotności. Bo, pamiętajmy, samotność nie jest takim ogromnym balastem w związku. Często czujemy się samotni i ta samotność też jest do zaakceptowania.
Ale nie każdy sobie radzi z uczuciem samotności czy osamotnienia.
Oczywiście, tak. Tylko, żeby była jasność: jeżeli sobie nie radzi, to albo jest to tej osoby indywidualna trudność, ponieważ nie jest w stanie o tym powiedzieć, nie jest w stanie się z tym skontaktować, skonfrontować, przepracować tego terapeutycznie i wtedy to jest indywidualny problem tej osoby. A ja zawsze zachęcam, żeby nawet jeżeli jest to nasz indywidualny problem, mówić o tym w związku, dzielić się tym, rozmawiać.
No dobrze, ale jeżeli partner czy partnerka mówi o tym, że czuje się samotna w związku i że oczekuje większego… głębszej relacji z partnerem i nie ma reakcji ze strony tego partnera czy partnerki.
Tylko co to znaczy „głębsza relacja”? Bo dla mnie to znaczy: spełnij wszystkie moje marzenia. Jeżeli ta partnerka czy ten partner, którzy czują się samotni, powiedzą: „słuchaj, chcę, żebyśmy częściej wychodzili; chcę, żebyś mnie przytulał; chcę, żebyśmy chodzili do teatru, do kina, do restauracji, na spacer”…
A jeżeli to nie zaspakaja tej samotności, to znaczy, że to jest właśnie to, o czym mówiłaś na początku – taka dziecięca niezaspokojona potrzeba?
To są niezaspokojone potrzeby dziecięce i to jest samotność, która tej osobie towarzyszy nie od wejścia w związek, nie od stworzenia relacji, tylko z tą samotnością ta osoba po prostu była i spędzała całe swoje życie. Bo nie było mamy zainteresowanej, bo nie było ojca zainteresowanego, bo nikt na tę osobę nie patrzył, nikt nie przytulał. Nikt nie zwracał na nią uwagi.
A sytuacja, w której np. partner zaczyna się odsuwać od partnerki albo na odwrót: partnerka od partnera, świadomie odgradzać się i uciekać w samotność, w odosobnienie? Skąd się biorą takie sytuacje?
To znaczy, że w związku coś się zadziało, że jest jakiś głębszy kryzys. Bardzo często tak też się objawia diagnoza jakiejś choroby terminalnej, bądź niekoniecznie terminalnej, w relacji, o której nie chcemy mówić, ponieważ boimy się oceny, obciążenia, albo boimy się, czy ktoś będzie się nami zajmował, a my sobie na to nie pozwalamy. Bardzo często też, gdy umiera członek rodziny pochodzenia, w relacji pojawia się samotność. Tylko ważnym aspektem jest, że to jest samotność tej osoby i to po jej stronie leży odpowiedzialność, żeby powiedzieć: „Bądź ze mną, rozmawiaj ze mną, przeżyj to ze mną”, nie żeby nasz współpartner się domyślił. Domyślanie się to morderstwo związku. Nie ma czegoś takiego jak domyślanie się. Jeżeli zaczynamy mówić w wieku 2-3 lat, przestajemy się domyślać, bo wtedy już komunikujemy nasze potrzeby.
No tak, ale jeżeli ta samotność jest samotnością indywidualną, jak powiedziałaś, to kiedy jesteśmy w relacji, to siłą rzeczy ta samotność przenosi się na partnera.
Tak, siłą rzeczy przenosi się na partnera i ten partner może, jeżeli jest czujny i uważny, powiedzieć: „widzę, że coś się dzieje”. Ale nie każdy jest czujny i uważny, i nie wymagajmy od relacji partnerskiej, w której mamy tyle samo potrzeb (powinno tak być), tyle samo emocji do dania, co do wzięcia, żeby każdy nasz partner patrzył, czy mamy smutną minkę czy nie.
No dobrze, ale nie na tym polega relacja, żeby być czujnym i empatycznym, i uważnym na partnera?
Nie, to jest dysproporcjonalna relacja. Bardzo często ojca z córką bądź matki z synem.
Naprawdę?
Tak.
Mnie się zawsze wydawało, że relacja polega na tym, że jesteś uważna na tę drugą osobę.
Uważna na to, co się z nim dzieje, natomiast nie dostosowująca swoje emocje do życia przeżywanego przez naszego partnera. Bo to znaczy, że ten nasz partner jest silniejszy niż my i jego samotność zabiera nas z rzeczywistości. A jeżeli to jest samotność naszego partnera, to nasz partner, czując się samotny, mówi nam: „słuchaj, nie jestem w stanie już znieść tego, nie wytrzymuję, pomóż mi”. To znaczy: zrób ze mną to, to i to; „pójdźmy gdzieś, stwórzmy razem inną relację; nie podoba mi się, że nie spędzamy razem czasu; nie podoba mi się, że rzadko się kochamy”. To jest dojrzały komunikat. A jeżeli mówimy: „jestem smutna, nie wiem dlaczego?”, to kto ma wiedzieć?
Jak małe dziecko.
Troszeczkę, tak.
Mała dziewczynka. A doświadczenie samotności w relacji jest twoim zdaniem oznaką kryzysu? Czy zbliżającego się kryzysu?
Jest oznaką zmian, na pewno.
Jakiego rodzaju?
W naszym postrzeganiu życia, w naszym postrzeganiu szczęścia, w naszym życiu zawodowym, w którym też często jesteśmy samotne, ponieważ nie dostałyśmy awansu. Bardzo często jesteśmy samotni, niezależnie od tego, czy to kobiety czy mężczyźni, ponieważ ktoś z naszej bliskiej rodziny choruje albo mamy konflikt w przyjaźniach, albo nasza żona jest niedostępna, boimy się jej o tym powiedzieć, albo nasz mąż wyjechał w długą służbową podróż i nie jesteśmy w stanie się do niego dodzwonić, albo z nim porozmawiać, a coś przeżywamy. Są różne powody samotności i na pewno jest to oznaka zmiany – że coś się z nami dzieje, że coś przeżywamy, że czegoś jest za dużo. I oznaka również decyzji, czy ja się tym podzielę z moją najbliższą osobą, którą jest mój partner bądź partnerka, czy zamknę się w sobie i poczekam, aż on mnie odkryje, co w tym momencie znowu zaburzy naszą relację.
To się wiąże cały czas z poczuciem bycia nieszczęśliwym – takie czekanie, aż ktoś się domyśli?
Takie życie na próbie generalnej. Tak, dokładnie – on się domyśli, będzie wszystko cudownie, ponieważ moja mama nigdy się nie domyślała, co ja czuję, ani mój ojciec, to mój partner będzie się domyślał. To jest bardzo często zaburzające relację i to się pojawia na początku związku. Gdy mówimy o samotności po latach, to mówimy o samotności, że żyłam/żyłem w jakimś schemacie, nagle ten schemat się rozpadł, bo dzieci mają swoich przyjaciół, a ja czuję się samotna np., bo mój mąż ma cudowną pracę, a ja nie mam nic.
Bo się poświęciłam.
Bo się poświęciłam albo mam pracę, której nie cierpię.
Czyli w tym przypadku samotność wynika z jakiejś takiej rutyny chyba?
Ze wzorców, w których jesteśmy, z których się nigdy nie wydobyłyśmy albo nie wydobyliśmy. Ten temat dotyczy zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Absolutnie tak.
Do czego może doprowadzić poczucie i doświadczanie takiej skrajnej samotności w związku przez partnera?
Na początku, gdy czujemy się samotnie, podejmujemy decyzję świadomą bardzo często, czy mówimy o tym partnerowi czy nie. Jeżeli czujemy się bezpiecznie – powiemy, jeżeli nie czujemy się bezpiecznie – zatrzymujemy to w sobie.
I to będzie wówczas narastało?
I bardzo często to będzie narastało w nas. Albo możemy też nie mówić, pomimo bezpiecznej relacji z partnerem, bo mamy takie przekonanie, że nie możemy pokazać słabości – to jest nasze zaburzenie, często wynikające z dzieciństwa, zaburzeń więzi między rodzicami a nami. I bardzo często bycie w takiej samotności i odrzucanie partnera, który chce nam jakoś pomóc, pyta, co się dzieje – oczywiście samotność w związku jest widoczna, jesteśmy w depresyjnym stanie, mamy bardzo często zaburzenia lękowe, często pojawiają się ataki paniki, wchodzimy w różnego rodzaju generowania lęków. Jeżeli są dzieci, to również one są niestety współcierpiące z powodu naszej samotności. Nieleczona samotność, oczywiście, pojawia się bardzo często – osoby nie trafiają do gabinetów psychoterapeutycznych i bardzo często może prowadzić to do rozwinięcia się depresji, zaburzeń lękowych, prób samobójczych, które oczywiście są zwracaniem na siebie uwagi, ale również bardzo często są efektem wieloletnich, postępujących zaburzeń psychiatrycznych, które mają na celu zatrzymanie życia, które jest nie do zniesienia.
I tego cierpienia, które jest nie do zniesienia.
Tak, i tego poczucia pustki, które – jestem stuprocentowo przekonana – towarzyszy tym osobom od początku życia, a nie od początku związku.