Wykonanie strony | The Best Projects

S.01 E.27 ŻYCIE W TRÓJKĄCIE - Podcast do przeczytania
Podcast nieBEZPIECZNE ZWIĄZKI
Podcast nieBEZPIECZNE ZWIĄZKI

Podcast do przeczytania

28 listopada 2023

S.01 E.27 ŻYCIE W TRÓJKĄCIE

Opis

 

Związek to bycie w parze. Niezależnie od tego, czy osoby go tworzące są tej samej czy odmiennej płci. Największa bliskość możliwa jest do osiągnięcia wtedy, gdy mamy jednego partnera/jedną partnerkę. Im więcej osób w relacji, tym mniejsza więc między nimi bliskość.

 

Bycie w związku to splot trzech czynników: intymności, namiętności i zobowiązania. Świadoma miłość rozwija się wówczas, gdy wszystkie one są aktywnie przez partnerów realizowane. Jeżeli tak się nie dzieje, niedojrzali partnerzy poszukują innych wrażeń oraz innych partnerów. Niektóre osoby decydują się na życie w trójkącie, aby ten właściwy związek utrzymać. Nie potrafią wytrzymać napięcia, więc często rozładowują je fantazjowaniem lub romansem. Taka jest zazwyczaj geneza trójkąta. Bycie w trójkącie oznacza często też szukanie nowych wrażeń i doświadczeń i niekoniecznie wiąże się z nadzieją na budowanie nowych związków. Niektóre osoby przez lata pozostają w związkach równoległych. Warto mieć jednak świadomość, że życie w trójkącie to zawsze życie w niespełnieniu oraz po części – w dużym napięciu, wynikającym z niezaspokojenia potrzeb i emocji. Nie musimy tak żyć i nie musimy też tego syndromu ucieczki z głównej relacji odtwarzać.

 


 

W jednej z naszych rozmów, w odcinku „Kiedy zakończyć związek?”, powiedziałaś, że im większy tłok w relacji, im więcej osób w relacji, tym mniejsza bliskość. Czy ty uważasz, że tego rodzaju relacje nie są szczęśliwe? Albo może: nie do końca są szczęśliwe, nie do końca czujemy się w takich relacjach spełnieni?

 

W zależności od tego, jakie mamy wymagania. Mam prawie 20-letnie doświadczenie jako psychoterapeutka i poczucie, i też wiedzę na ten temat, że im więcej osób jest w relacji intymnej czy emocjonalnej, to żaden z partnerów nie czuje się ani spełniony, ani szczęśliwy. Ani nie czuje, że jego potrzeby są zaspokojone. To jest niemożliwe. To nie jest rzecz, którą należy się dzielić. To jest człowiek, który czuje, ma połączenia z nami na poziomie emocjonalnym, intymnym, intelektualnym; mamy więź i nagle oddajemy go czy ją w sobotę do kolejnej koleżanki czy kolegi? Czy wspólnie uprawiamy coś o nazwie „seks”, co nie jest związane z miłością?

 

A może jest?

 

Nie wydaje mi się, absolutnie. Jest to w jakimś stopniu próba większych doświadczeń, próba przekraczania swoich granic, próba doświadczenia czegoś, bo jesteśmy znudzeni i nie chcemy zobaczyć, co za tą nudą stoi. Czy stoi zniechęcenie do siebie czy może do seksu? A dlaczego mamy ciągle wysoko postawioną poprzeczkę doznań seksualnych? A dlaczego nie zaspokajamy się seksem, który tworzyliśmy przez ostatni czas?

 

Ale ty mówisz o takiej relacji, która jest zdradą i o tym rozmawiałyśmy…

 

Mówię też o takiej świadomej decyzji.

 

Za zgodą obydwojga partnerów?

 

Na ile to jest zgoda? Na ile to jest lęk, że mój partner odejdzie, gdy się nie zgodzę? To też jest tutaj bardzo dużo pozostawiające do życzenia pytanie. Bo co to znaczy „za zgodą”? To znaczy: za zgodą ja wprowadzam dodatkowego partnera bądź partnerkę?

 

Nie. Ja pytam, czy mogę wprowadzić? Czy się zgadzasz na to?

 

Ale jeżeli np. ja się boję, że odejdziesz, to w tym momencie się zgodzę. A nie dlatego, że mam taką potrzebę.

 

Czyli to będzie przekraczające?

 

Bardzo. I zazwyczaj może to być powodem do pojawienia się dużego kryzysu w związku i w relacji.

 

A jak się zachować w sytuacji, kiedy partner albo partnerka wychodzi z taką propozycją?

 

Powiedzieć o tym, jeżeli mamy takie przekonanie i takie potrzeby, że nie potrzebujemy nikogo dodatkowego, żeby czuć się spełnieni i szczęśliwi. I czuć orgazm i być usatysfakcjonowanymi życiem seksualnym.

 

A jeżeli w odpowiedzi słyszymy, że partner lub partnerka nie są usatysfakcjonowani?

 

Zazwyczaj, jeżeli wychodzą z takim pytaniem, to już mają taki plan. I tutaj należałoby się zastanowić, co za tym stoi? Czy stoją za tym pytaniem ich

potrzeby doświadczania skrajnych doświadczeń, przekraczania granic? Czy może stoją za tym jakieś zaburzenia seksualne? Czy może stoi za tym uzależnienie od pornografii, bo mnóstwo takich filmów jest dostępnych, więc pojawia się pragnienie: „może ja spróbuję?”. Bardzo ważne jest tło tej historii. Czy jest tutaj uzależnienie od napięcia? Czy ciągle mamy potrzebę wielkich doznań i wielkiego przekraczania granic? I tu jest ważna też osobowość naszego partnera czy partnerki, który wychodzi z takim pytaniem do nas.

 

Ale w takiej relacji niepojedynczej partnerskiej, niekoniecznie chyba musi zawsze chodzić o seks? Chodzi też o różne inne aspekty: o więź emocjonalną i o więź intymną. Jeżeli jeden partner nie zaspokaja więzi intymnej albo nie zaspokaja nas w sferze seksualnej, to jest chyba taka potrzeba, żeby sobie to zrekompensować, uzupełnić?

 

Ale tutaj pojawia się aspekt dotyczący naszej świadomości, dojrzałości. I jakieś iluzoryczne marzenie, że będziemy z partnerem, który będzie idealny pod każdym względem i będzie nas zaspokajał tak często i tak różnorodnie, jakbyśmy tego chciały czy jakbyśmy tego chcieli. Oczywiście jest to niemożliwe. Mamy coś w zamian za coś. Nie stworzysz z nikim głębszej relacji, wymagającej czasu, zrozumienia, zaspokojenia potrzeb, poznania tej drugiej strony. To nie są ćwiczenia fizyczne. Seks jest dopełnieniem relacji. Jeżeli partner albo partnerka mają potrzebę, że: tego będę kochała za to i za to, z tym będzie seks zwyczajny, a z tym będą wielkie szczyty, to mamy do czynienia z bardzo niedojrzałymi ludźmi – którzy się na to godzą z jakiegoś powodu lub którzy tego wymagają bądź wymuszają z jakiegoś powodu.

 

Nie ma bliskości w takiej relacji? W takim życiu w trójkącie?

 

Bywa, ale to nie jest bliskość. Jest to jakieś połączenie, jakieś bardzo duże… spełnienie takich bardzo skrajnych potrzeb.

 

Uzależnienie emocjonalne?

 

Bardzo często uzależnienie – wysoki poziom serotoniny, który nagle spada i lądujemy w takim poczuciu: „nie mogę być z jednym partnerem”. I to, oczywiście, się pogłębia.

 

Przecież są takie związki – bo można to nazwać związkiem, prawda? – kiedy tworzą je np. dwie kobiety i jeden mężczyzna, i potrafią żyć w ten sposób latami.

 

Jeżeli wszyscy się na to godzą, jeżeli z tych relacji nie ma dzieci, które zaburzają się poprzez obraz, czyli to, co widzą i też, co jest im przekazywane… zaburzają się przez obraz trzech osób – to jest bardzo ważne!, nie dwóch osób jednopłciowych czy dwóch osób dwupłciowych, ale trzech osób. Bo nie wiadomo, kto jest w jakiej roli? Czy są dwie mamy i jeden tata? – bardzo ważne, żeby sobie na takie pytanie odpowiedzieć. Jeżeli te osoby nie mają dzieci i godzą się na to, i ich potrzeby są zaspokojone na takim poziomie, że mają świadomość: „tak, nie jestem w stanie wytrzymać z jednym partnerem, muszę mieć kilku” albo: „muszę mieć partnerkę i partnera, wtedy czuję się OK”, i żadna z osób nie ma żadnych skutków ubocznych tej relacji typu depresja, zaburzenia lękowe czy uzależnienia – OK, ale to się bardzo rzadko zdarza. Zazwyczaj osoba, która jest bardziej dominująca w związku to proponuje, a druga – z lęku się zgadza.

 

A trzecia, która dołącza?

 

Zazwyczaj nie jest związana ani z jedną, ani z drugą. Po prostu jest związana ze swoją własną potrzebą doświadczeń. Często bywa tak, że się zakochuje w jednym z partnerów – w partnerce czy w partnerze. I w tym momencie pojawia się kryzys w trójkącie.

 

Czyli wiąże się to również z pojawieniem się zazdrości?

 

Bardzo często zazdrość jest współobecna w takiej relacji.

 

Rozumiem, że twoim zdaniem tego rodzaju relacja nie ma szans powodzenia? Żeby to była szczęśliwa, spełniona relacja, dająca poczucie bezpieczeństwa. Żeby to był bezpieczny związek.

 

Trwająca wiele lat – nie. Bardzo trudno jest stworzyć bezpieczny związek z jedną osobą, ponieważ jej nie znasz, latami się otwierasz. Każdy z nas się zmienia, trzeba cały czas budować tę więź, pytać, dopytywać, akceptować smutek, złość, agresję, śmierci najbliższych, choroby naszych partnerów. Gdy do tego dołącza się jeszcze trzecia osoba, i kolejna, i często kolejna – jest to praktycznie niemożliwe.

 

Też jest w nas chyba taki rodzaj zaborczości, żeby posiadać partnera czy partnerkę na wyłączność i myślę, że to nie jest tak do końca możliwe „do zrealizowania” w relacji, którą tworzą trzy osoby.

 

Tak, to prawda. Natomiast ja mam takie poczucie, że czym innym jest ta dziecięca zaborczość, typu „nie możesz wyjść na imprezę, bo będę zazdrosna”, a czym innym jest związek oparty na zaufaniu i poczuciu bezpieczeństwa, gdy wychodzimy osobno na imprezy – razem jesteśmy, znamy siebie, możemy na sobie polegać, wiemy, że nic złego się nie zadzieje; rozmawiamy o tym, co nam się przydarzyło, kogo spotkaliśmy, a może ktoś nam się spodobał. I to jest na poziomie takim: OK, podobają mi się też inni mężczyźni, ale mój jest najważniejszy, mój jest idealny dla mnie, oczywiście, chcę z nim żyć dalej. To jest zupełnie coś innego.

 

Ja nie myślałam o takiej zaborczości dziecięcej, tylko o takiej potrzebie bycia naprawdę blisko.

 

OK, ale to nie jest zaborczość, bo zaborczość jest uczuciem dziecka, które chce mieć mamę na wyłączność – bez taty, bez brata, bez siostry.

 

Wspomniałaś przed chwilą o kryzysie w tego rodzaju relacji. Co jest największą trudnością, największym problemem dla osób budujących tego rodzaju relacje?

 

Że mamy różnego rodzaju potrzeby i te potrzeby często są… nie tylko dotyczą naszego partnera/partnerki, ale dwóch partnerów czy dwóch partnerek. I żeby to wszystko razem połączyć, jedna z osób musi być mediatorem. I ta osoba w roli mediatora pomiędzy dwiema partnerkami czy dwoma partnerami, czy partnerem czy partnerką jest w najbardziej obciążonej roli w takim związku.

 

Czy tę rolę przyjmuje na siebie zawsze najsilniejsza osoba?

 

Często tak, ta, która proponuje, żeby wprowadzić nową osobę do związku. I bywa tak, że jest taka swoista zależność od tej osoby – że decyduje ona, co robimy. Często seks nie jest spontaniczny, tylko bardzo często bywa tak, że w  tym seksie również są przekraczane pewne granice. Często taką przekraczaną granicą jest odtwarzanie filmów pornograficznych ze współpartnerami seksualnymi. Oczywiście dużą trudnością jest podział obowiązków domowych, bo jeżeli uprawiamy seks, to też zazwyczaj żyjemy razem. Opinia społeczna i to wszystko, co się dzieje wokół tego tematu, jest bardzo niszczące dla tej relacji. I mówimy tutaj, oczywiście, nie tylko o tym, jak to wygląda w dużym mieście, bo takie sytuacje mają też miejsce w małych miejscowościach. To praktycznie jest w tym momencie niemożliwe. I to wszystko są takie…

 

…ukrywanie się, napięcie.

 

To może być fascynujące na początku, ale później nikt z nas nie chce być w takiej trudnej relacji, gdzie nie może się pokazać i otworzyć, i pójść na plażę na przykład. Myślę sobie, że za tego typu potrzebami też bardzo często stoją wewnętrzne konflikty tych osób, które spotykam w psychoterapii. Że bardzo często jest im tak bardzo trudno zrezygnować z tego uzależnienia się emocjonalnego od współpartnerów, że nie są w stanie zrezygnować z tej relacji. Bo w pewnym momencie ta zazdrość, zaborczość – jak powiedziałaś wcześniej – jest tak duża, że patrzenie na mojego męża, którego znam np. 30 lat z koleżanką z pracy, która z nami mieszka, jest nie do zniesienia. I różnego rodzaju emocje trudne, przeżycia, które są nieprzegadywane, narastają z dnia na dzień. To jest bardzo, bardzo niszczące.

 

I wiąże się z ogromnym cierpieniem, prawda?

 

Często wiąże się z cierpieniem, z samotnością. I jedna osoba zazwyczaj wychodzi z tej relacji – i musi się wtedy spotkać z silną depresją, często z zaburzeniami lękowymi, z powodu że się zgodziła. Może nie chciała?; może chciała, ale inaczej to sobie wyobrażała? Straciła dostęp do swojej partnerki/partnera – ponieważ nie mówimy tutaj wyłącznie o związkach heteronormatywnych, ale również seksualnych.

 

A czy wiek partnerów tworzących tego rodzaju relacje ma znaczenie?

 

Ma znaczenie. Bardzo często takie potrzeby pojawiają się między 30. a 40. rokiem życia.

 

Z czego to wynika?

 

Gdy pojawia się w związkach seksualnych nuda i zniechęcenie. Miejsce pracy jest już na tyle stabilne, nasze życie rodzinne jest na tyle stabilne (bardzo często partnerzy mają już dzieci), nasza pozycja finansowa jest już stabilna – wtedy bardzo często pojawia się szukanie, co jeszcze możemy sobie dołożyć do naszej rodziny, żeby czuć się lepiej. „Lepiej”, oczywiście, w cudzysłowie.

 

Uważasz, że nie tędy droga?

 

Ja uważam, że wcześniej czy później ta relacja się skończy i wcześniej czy później jest bardzo dużo cierpienia u osób współempatyzujących. I oczywiście tutaj trzeba powiedzieć, że ta osoba dominująca bardzo często posiada troszeczkę mniej empatii niż osoby godzące się na tego typu relację.

 

No dobrze, a po wyjściu trzeciej osoby z takiej relacji, co dalej z tą relacją partnerską?

 

Niekoniecznie wychodzi osoba trzecia z tych relacji. Czasami bywa tak…

 

Tak, ale ja mówię, że jedna z tych osób wychodzi, zostają dwie – co dalej z relacją tych dwojga czy dwóch? Czy ta relacja ma szansę powodzenia? Czy ona dalej będzie się rozwijała? Czy ona ma w ogóle szansę na bycie bezpieczną relacją pod względem emocjonalnym?

 

Moim zdaniem absolutnie nie, ponieważ jeżeli wychodzi z tej relacji żona bądź kochanka, to znowu odczuwamy brak, przeżywamy żałobę po tej relacji. I niekoniecznie jesteśmy w stanie tę żałobę w takiej relacji przeżyć. Zazwyczaj bywa tak, że ten partner bądź partnerka dominujący, mający taką potrzebę bycia w trójkącie, chciałby sobie od razu wziąć kogoś innego do tego kontaktu, tego związku, żeby zastąpić tą czy tego, którzy wyszli. Żeby nadal tworzyć trójkąt. I bardzo często bywa tak, że brak empatii i te miliony godzin nieprzegadanych tematów i, moim zdaniem, również niezaspokojonych potrzeb i oczekiwań są tak trudne do zniesienia, że gdy jedna osoba wychodzi z tego układu (który często jest układem bardzo uzależnieniowym), bardzo trudno jest później być ze sobą razem. Trudno jest znów być partnerami. To wymaga naprawdę głębokiego wglądu w siebie: „Co my zrobiliśmy? Co nas spotkało? Dlaczego się zgodziłam? Dlaczego tego chciałeś? Co za tym stało?” Przeżycia oczywiście różnego rodzaju warsztatu czy psychoterapii, żeby móc znowu ze sobą się spotkać i może zakochać od drugiego wejrzenia albo odejść z tej relacji.

 

A czy to może być początkiem przesuwania w dalszym ciągu granic?

 

Może, oczywiście. Jeżeli osoba pozostająca w tej relacji nadal boi się, że partner odejdzie, to zaprosimy kolejną kobietę, kolejnego mężczyznę.

 

I z trójkąta robi się czworokąt.

 

Bardzo często, tak. I jest jeszcze więcej, oczywiście, osób do zaspokojenia i jest jeszcze więcej granic poprzekraczanych. Ciało często wtedy już przestaje być świątynią, staje się po prostu przedmiotem bądź zabawką, i następuje kolejne przekroczenie granic.

 

Czym to się może skończyć? Emocjonalnie – o to pytam.

 

Dużą depresją, zaburzeniami lękowymi, bardzo często różnego rodzaju lękami, też atakami paniki. Bardzo często bywa tak, że ta para nie jest w stanie też unieść różnego rodzaju trudów emocjonalnych czy też zawodowych, czy rodzinnych, bo ten aspekt seksualny jest tak bardzo ważny tutaj.

 

I on jest dominujący?

 

I często jest dominujący. I często jest to dla tych partnerów bezpieczny sposób rozładowywania emocji – coś się nie udało, to pouprawiajmy jakąś scenerię, o której marzymy, którą nazwiemy seksem, a później miłością. Ale nie każdy się, oczywiście, na to godzi. Osoba dominująca bardzo często uzależnia tutaj współpartnerów bądź współpartnerki.

 

Można powiedzieć, że nie jest to droga do szczęścia.

 

Nie jest to droga ani do poznania siebie, ani do wielokrotnych orgazmów, ani do spotkania się z partnerem intymnie, ani do spędzania ze sobą części życia/ całego życia, dobrej relacji. Absolutnie nie.