Wykonanie strony | The Best Projects

S.01 E.15 ZWIĄZEK Z OSOBĄ UZALEŻNIONĄ - Podcast do przeczytania
Podcast nieBEZPIECZNE ZWIĄZKI
Podcast nieBEZPIECZNE ZWIĄZKI

Podcast do przeczytania

05 września 2023

S.01 E.15 ZWIĄZEK Z OSOBĄ UZALEŻNIONĄ

Opis

 

Uzależnienie – bez względu na to, czy dotyczy substancji (alkohol, narkotyki) czy czynności (hazard, pornografia w internecie, seksoholizm) – jest destruktywną siłą, stopniowo i całkowicie niszczącą związek. Życie z osobą uzależnioną bywa bardzo trudne i, niestety, najczęściej kończy się współuzależnieniem. Będąc w związku z osobą uzależnioną musimy nauczyć się przede wszystkim pozostawania blisko siebie sam_, zauważania siebie i zaprzestania ratowania za wszelką cenę partnera uzależnionego. Taka postawa jest bardzo ważna, bo pozwala uratować siebie.

Podjęcie terapii przez partnera współuzależnionego może prowadzić do rozpadu związku, ale może stać się również motywacją dla partnera uzależnionego, aby wyjść z nałogu. Wszystko to jest niezwykle trudne i nierzadko bardzo bolesne. Zmusza bowiem do przyjrzenia się swojemu życiu z wielu perspektyw.

 


 

 

Porozmawiajmy o tym, jak przetrwać w relacji z osobą uzależnioną. Wydaje mi się, że to jest bardzo trudne doświadczenie. Wszystko jedno, czy partner jest uzależniony od alkoholu, narkotyków, pornografii czy hazardu. Myślę, że to musi być bardzo wyniszczający związek.

 

Bardzo często tak. I też związany z tym, że musimy cały czas rezygnować z siebie na rzecz tego partnera. Bardzo często jest to w jakimś stopniu też częścią naszego istnienia z tym partnerem – że jego potrzeby są ważniejsze, dostrajanie się do jego stanów, do tego, czy jest trzeźwy czy jest pod wpływem innych substancji; dostrajanie się do tego, jak wygląda wtedy nasza rodzina, czyli praktycznie nie istniejemy, ani sami, ani jako partnerzy. Na pierwszym miejscu jest uzależnienie, a później dopiero ewentualnie związek.

 

Tego rodzaju relacja jest relacją bardzo niebezpieczną – pod każdym względem. I emocjonalnym i też, myślę, fizycznym. Bo osoba uzależniona nie kontroluje emocji i nie panuje nad sobą. A to może wyzwalać w partnerze też lęk.

 

Oczywiście, jak najbardziej. Związek z osobą uzależnioną jest związkiem bardzo lękowym. Cały czas się boimy – co będzie, gdy wróci? Później, w takim współuzależnieniu, boimy się, jak będzie wyglądała nasza przyszłość? Czy spełniamy oczekiwania? I jeszcze się boimy, czy wszystko będzie dobrze i czy atmosfera jest dla naszego partnera akceptowalna, ponieważ on tutaj jest najważniejszy. Nie jesteśmy ważn_ my. Oczywiście uzależnienie nie dotyczy tylko mężczyzn, często również kobiet. I tutaj chciałabym podkreślić, że niezależnie od tego, jaki partner jest uzależniony to współuzależniony partner bardzo musi się dostosować.

 

Osoba, która dzieli życie z partnerem uzależnionym, zawsze żyje w jego cieniu?

 

Tak, oczywiście – w cieniu partnera i jego uzależnienia. I w dużej mierze rezygnuje z siebie na rzecz tego partnera, ponieważ jest od niego współuzależniona. Jest to tak samo trudne zaburzenie jak bycie uzależnionym. I oczywiście należy też sobie pomóc – pójść na psychoterapię, ponieważ w tym przypadku doraźna pomoc przyjaciół może być niewystarczająca.

 

Czy współuzależnienie jest sytuacją, z której bardzo trudno się wyrwać?

 

Tak, bo bardzo często osoby współuzależnione mają osobowość zależną. I są dopasowane, dostrojone do oczekiwań, potrzeb, sposobu działania, funkcjonowania drugiej strony – najpierw swoich rodziców. W domach, w których rozwija się dziecko z osobowością zależną, może pojawić się uzależnienie i później taka córka czy syn szuka sobie bardzo podobnego partnera do rodzica. Jeżeli ten rodzic miał uzależnienie, to następuje trauma transgeneracyjna, której doświadcza osoba współuzależniona. Jest to bardzo trudne pod względem pragnienia bycia z tą osobą, idealizacji, że to się kiedyś skończy, że ona się kiedyś zmieni oraz ogromnego cierpienia, że nie potrafi się odejść.

 

A jeżeli wybieramy sobie na partnera osobę, o której wiemy, że jest uzależniona? Bo często zdarzają się sytuacje, że kobieta poznaje mężczyznę i wie, że on np. nadużywa alkoholu, narkotyków. I jest w niej takie poczucie, że chciałaby go zmienić, uratować. Skąd się bierze takie przeświadczenie, że żadnej przede mną się nie udało, ale mnie się uda?

 

To jest ogromne pragnienie miłości. Też ogromne pragnienie bycia ważnym, bo jeżeli ona czy on uratuje osobę uzależnioną, to będzie czuła się bardzo ważna dla tej osoby. Oczywiście za tym bardzo często u tej osoby kryje się parentyfikacja – tzn. opiekowała się swoją mamą bądź swoim tatą, a teraz chce się zaopiekować uzależnionym partnerem i uratować jego. Za tym kryje się też ogromna zależność – przekonanie, że bez tego partnera uzależnionego, nie istnieję. Dlatego pojawia się tak wielkie pragnienie: „każę mu pójść na terapię” – bardzo często słyszę to od moich pacjentów.

 

W tym jest też taka nadzieja, że on się dla mnie zmieni. Z miłości do mnie wyjdzie z uzależnienia. Jest to w ogóle możliwe?

 

Zmienić się dla kogoś nie do końca można, bo do zmiany potrzebni jesteśmy sami dla siebie. Nie można się zmienić dla kogoś. Czasami się to udaje, ale wtedy, gdy jest w nas ogromne pragnienie tej zmiany i zmiany tej sytuacji. I żeby była jasność: jeżeli osoba uzależniona ma zmienić się w osobę nieuzależnioną, potrzebny jest czas, motywacja, determinacja. To jest bardzo trudna droga. I potrzebna jest też zmiana osoby współuzależnionej, ponieważ ten związek jest poczuciem bycia w impasie. Tzn. nie jestem w stanie nic zrobić, nie jestem w stanie funkcjonować, bo najważniejszy jest mój partner, a dla mojego partnera najważniejsze jest uzależnienie. Tutaj nie ma miejsca na pożądanie, na bliskość, na emocje, na dzieci, na plany, na przyszłość. Praktycznie ten związek jest zamknięty w takim kokonie: uzależnienie, partner uzależniony i partnerka współuzależniona.

 

Czy to jest rodzaj takiego przetrwania z dnia na dzień? Jeśli partner nie sięgnął np. po alkohol czy narkotyki to zaliczamy dzień do udanych i żyjemy w ten sposób od sytuacji do sytuacji?

 

Bardzo często tak. I też, gdy partner sięga, to osoba współuzależniona czuje się winna, że to przez nią – że coś złego się wydarzyło, że ja temu nie zapobiegł_…

 

…że jej zachowanie było triggerem, że sięgnął/sięgnęła po alkohol?

 

Tak, jej zachowanie albo wyrażenie przez nią jakiejkolwiek emocji, albo zachowanie dzieci – powodów do sięgnięcia po alkohol może być bardzo wiele.

 

Bo jest on traktowany jako sposób na rozładowanie napięcia? Czy te sytuacje traktowane są jak swego rodzaju usprawiedliwienie?

 

Nie, uzależnienie ma zupełnie inną funkcję. W dużej mierze ma tłumić pewne emocje, aby ich nie wyrażać – m.in. smutek, bardzo często żal, tęsknotę, często wrażliwość osób uzależnionych, często zaniedbania osób uzależnionych.

 

Co masz na myśli, mówiąc „zaniedbania”?

 

Wynikające z dzieciństwa – że ta osoba nie była dla nikogo ważna, że od najmłodszych lat funkcjonowała na granicy różnych uzależnień, które bardzo często przechodzą z jednego w drugie.

 

One się często też łączą?

 

Często też są krzyżowe – podwójne, potrójne. Bardzo ważną kwestią jest to, że nie jesteśmy w stanie uratować partner_ od uzależnienia, ponieważ jesteśmy też w tej współzależności. On nas wybrał albo my go wybraliśmy z jakiegoś powodu, jesteśmy w połączeniu – z tym nałogiem też, w niewidzeniu siebie, niewidzeniu naszych potrzeb, w widzeniu tylko lęku i odczuwaniu tylko lęku, że zaraz coś złego się wydarzy. Jeżeli są dzieci, to one również dostrajają się do rodziny i z tych dostrojeń – bardzo często emocjonalnych czy psychicznych – rodzi się syndrom DDA, czyli dorosłe dziecko alkoholika czy dorosłe dziecko osoby uzależnionej od narkotyków. Bardzo często zdarza się tak, że później tych cech mamy w sobie całe mnóstwo.

 

Czym się objawia to w dorosłym życiu?

 

Że mamy lękową osobowość, bardzo często czujemy duży niepokój, jesteśmy uzależnieni od napięcia. Mamy bardzo wysoki poziom kontroli, nie potrafimy odpuszczać tej kontroli. Jesteśmy bardzo nieufni, mamy poczucie braku bezpieczeństwa – niezależnie jak wygląda nasze życie.

 

Czyli nawet jeżeli jesteśmy spełnieni zawodowo, to możemy odczuwać tego rodzaju emocje?

 

Nieustanny niepokój, że zaraz coś złego się wydarzy, że zaraz coś wybuchnie, zadzieje coś, czego nie przewidzimy.

 

I nasz piękny świat runie?

 

Tak jak wielokrotnie runął w dzieciństwie.

 

Czy jeżeli wejdziemy w relację z osobą uzależnioną to tak naprawdę nie ma co się łudzić, że my tę osobę uratujemy i że wszystko będzie pięknie? Zakończy się happy endem?

 

Nie, nie ma się co łudzić, absolutnie. Natomiast należy zrobić wszystko, żeby wzmocnić siebie – znaleźć sobie grupę wsparcia, ludzi, którym o tym powiemy. Bo w przypadku uzależnień jest bardzo duży wstyd i lęk przed mówieniem, że żyje się z takim człowiekiem.

 

Bo łatwo się ocenia takie osoby – przez pryzmat tego uzależnionego partnera. I też odbiera się tej osobie poczucie własnej wartości, bo i ten partner, i ta cała sytuacja, i te oceny społeczne chyba rzutują bardzo na to?

 

Jak najbardziej tak. I ta osoba nie ma poczucia własnej wartości. A jeszcze lęk, wstyd, co powie sąsiadka, przyjaciółka czy matka jest tak duży, że raczej zamyka się ten nałóg i osobę współuzależnioną w swoim domu. Nikomu się o tym nie mówi. I to jest podwójnie trudne, żeby móc z tego wyjść. Bo najpierw trzeba powiedzieć o tym, aby prawda wyszła na jaw i żebyśmy mogli zbudować sobie taką relację na zewnątrz naszego związku, która będzie nas wspierała. Dzięki temu jest duże prawdopodobieństwo, że pójdziemy np. na psychoterapię. Bo ktoś nas wzmocnił, ktoś w nas uwierzył – może szef, który zauważył, że coś się z nami dzieje, a może przyjaciółka? Tutaj musimy wziąć pod uwagę, że osoby współuzależnione bardzo często są w takiej grze, żeby nikt się nie dowiedział. Wyglądają perfekcyjnie, zachowują się perfekcyjnie, mają bardzo często zaburzenia lękowe, których nie pokazują, zaburzenia depresyjne, z którymi się nie identyfikują, doświadczają dużej derealizacji i bardzo często są niezwykle nieobecne w kontakcie. I zrobią wszystko, żeby ochronić partnera – jeżeli są, oczywiście, nieświadome swojego stanu. Natomiast jeżeli są już uświadomione, to jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że może jeżeli nie dla siebie, to dla dzieci, dla jakiegokolwiek człowieka, który ma większą wartość niż one same, pójdą na pierwszą grupę wsparcia, na której nauczą się, że one są najważniejsze same dla siebie. I wtedy jest to bardzo dobry krok, żeby rozpocząć psychoterapię.

 

I odejść od partnera?

 

I wtedy odejść, tak.

 

Najlepszym ratunkiem jest zostawienie tego partnera? Czy nie? Bo też wiąże się to pewnie z wyrzutami sumienia?

 

Tak, oczywiście. Taka osoba przeżywa całe kombo emocjonalne. Odejść, myślę, jeżeli nie ma innej możliwości – tak. Natomiast zawsze polecam, niezależnie od poziomu uzależnień, żeby dać szansę temu człowiekowi. Bo przecież coś nas ze sobą połączyło, nawet jeśli było to dysfunkcyjne uczucie. I żeby nie zaburzać za bardzo siebie poczuciem winy i rozdartym sercem, że porzucamy partnera czy partnerkę, który jest dla nas jak dziecko.

 

I który też wymaga opieki, bo jest słabszym de facto partnerem?

 

Tak, to są te uczucia. I bardzo często w takich przypadkach pojawia się we mnie zawsze taka potrzeba, żeby partnerze dali sobie czas, żeby zmotywować do psychoterapii. Oczywiście współuzależniona żona/partnerka nie motywuje, tylko mówi: „ja chodzę na psychoterapię i jest dla mnie niezwykle ważne, abyś ty też spróbował; jeżeli nie, to zabiorę dzieci i odejdę”.

 

Czy jest możliwe w ogóle nawiązanie takiego porozumienia z uzależnionym partnerem na tym poziomie?

 

Jeżeli nie pije, to tak, jeżeli pije – nie. Zazwyczaj są jakieś okresy, dni albo chociażby godziny, gdy ten uzależniony (niekoniecznie od alkoholu, ale też od innych substancji) partner jest w tzw. chwilowej trzeźwości. Wtedy należy kierować komunikaty do niego. Oczywiście niezwykle ważne jest, żeby każdy z partnerów miał własną psychoterapię, i później bardzo ważne jest, aby spotkali się oni na terapii par.

 

Czyli nie podejmuje się w pierwszej kolejności terapii wspólnej?

 

Nie, bo każde z partnerów ma inny rodzaj zaburzeń. Innym rodzajem jest uzależnienie, a innym – współuzależnienie.

 

I wymaga to osobnych narzędzi?

 

Wymaga to osobnego wglądu, ponieważ to nie jest matka i dziecko, tylko to są dwie dorosłe osoby, które mają osobne systemy rodzinne, czyli rodziny pochodzenia, w których funkcjonowały. I te systemy rodzinne przeniosły na związek, czyli bardzo często zachowują się bardzo podobnie jak w swoich domach – przyjmują te same role, te same funkcje, te same wzorce. I ważne jest, aby to zostało uświadomione. Dopiero wtedy, gdy okres trzeźwości jest dłuższy niż jeden rok (niektórzy terapeuci uzależnień mówią o dwóch latach), możliwa jest wspólna psychoterapia.

 

A co jest rzeczą najgorszą, którą można zrobić, żyjąc z partnerem uzależnionym czy z partnerką uzależnioną? Chodzi mi o to, że czasami uciekamy się do różnych rzeczy, aby przerwać to uzależnienie.

 

Najgorszą rzeczą jest to, że również stajemy się uzależnieni od tej samej substancji, co nasz partner, żeby być bliżej niego. Czyli: nasz partner pije, my również pijemy. I jeśli dzieci są w takim związku, to nie widzą np. mamy współuzależnionej, tylko widzę mamę współuzależnioną i dodatkowo uzależnioną. I to jest najtrudniejsze, bo w takiej sytuacji o wiele więcej trudu wymaga wyciągnięcie tej osoby z takiego związku. I o uratowaniu związku też w tej sytuacji nie możemy mówić.

 

A dlaczego współuzależnieni partnerzy tak postępują? Żeby towarzyszyć uzależnionemu partnerowi? Żeby być bliżej niego?

 

Dlatego, że lęk przed odrzuceniem jest nie do zniesienia. Są więc gotowi na wszystko, żeby tylko nie zostać odrzuconym. Lęk przed odrzuceniem dla osoby, która żyje z osobą uzależnioną jest równoznaczny dla niej z końcem życia.

 

Ale wspólnego życia?

 

Dla niej, indywidualnie. Samotność jest cierpieniem nie do zniesienia. To już lepiej być bitym i poniżanym pomiędzy alkoholem a kolegami.

 

Naprawdę?

 

Bardzo często tak bywa. To są zazwyczaj osoby głęboko zaniedbane – zarówno osoby uzależnione, jak i współuzależnione, pochodzące z bardzo dysfunkcyjnych domów.

 

W tej sytuacji, myślę, kobiety, którym udało się wyjść ze związku z partnerem uzależnionym należy podziwiać za siłę i za odwagę stanięcia wobec takiego problemu. I za siłę, żeby ratować siebie i dzieci, jeżeli są też w tej relacji.

 

Tak, i za ogromną determinację, jeżeli udało się im stworzyć inny związek niż z kolejnym partnerem uzależnionym.

 

A jak często udaje się stworzyć zupełnie inny związek? Bo zdarza się, że osoba, która wyszła z relacji z osobą uzależnioną, kolejny związek buduje w podobnym schemacie – z osobą uzależnioną od czegoś innego.

 

Często tak bywa, natomiast nie jest regułą. Jeżeli przeszła własną psychoterapię, uratowała siebie, tzn. ma poczucie własnej wartości, potrafi określić swoje potrzeby, wie, dlaczego wchodzi w te relacje i z czego to wynika – taka osoba jest w stanie funkcjonować autonomicznie przez jakiś czas…

 

Co też, myślę, jest bardzo trudne.

 

Oczywiście, natomiast jeżeli ma kontakt ze sobą, to już jest troszeczkę łatwiejsze niż wtedy, gdy go nie miała i była jedynie w kontakcie z uzależnieniem i z partnerem uzależnionym. Jeżeli jest w stanie zawalczyć o swoje miejsce pracy, zbudować swoje zasoby, swój potencjał, jeżeli wie, kim jest, jeżeli wie, z jakiego domu pochodzi (to jest bardzo ważne!), jeżeli zna role i wzorce w swoim domu rodzinnym, to istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że rozpozna partnera, który jest uzależniony. Albo takiego, który nią manipuluje, albo wprowadza ją w dysfunkcyjne relacje.

 

Celem byłoby uratowanie własnych dzieci przed powtórzeniem tego schematu.

 

Dla takich osób dzieci bardzo często są silnym motywatorem: „Nie chcę przeżywać tego samego, co przeżywał_ jako dziecko i nie chcę, żeby moje dziecko przeżywało to samo, co ja – dlatego odejdę”. I to jest siłowe, jeżeli robi to dla dzieci. Dużo trudniej jest, gdy w takim związku jesteśmy sami i ten związek trwa jakiś czas. Oczywiście, gdy nałóg się rozpoczyna, mamy zawsze nadzieję, że to jest chwilowe –  że załamania, że ktoś zmarł, że utraty pracy, że COVID, że wojna na Ukrainie itd.

 

Milion powodów zawsze.

 

Oczywiście.

 

To jest naturalne, że wynajduje się takie wymówki?

 

Tak. Zawsze znajdzie się powód, żeby się napić czy wziąć jakieś substancje psychoaktywne – żeby nie poczuć cierpienia życia. Oczywiście jest to bardzo smutne, bo wtedy mamy kontakt z kimś, kto nie żyje w rzeczywistości, tylko w całkowitym odrealnieniu.

 

Co musi się stać, żeby przerwać tę sytuację? Uzależnienia, współuzależnienia i tkwienia w takim impasie tej choroby. Bo można to nazwać chorobą?

 

Jestem przeciwna nazywaniu alkoholizmu czy narkomanii chorobą, ponieważ najpierw jest uzależnienie, następnie dewastacja rodziny. Dopiero później alkoholizm możemy nazwać chorobą – gdy zaczynamy chorować na depresję, zaburzenia lękowe albo gdy zaczyna chorować nasze ciało. Jeżeli moi pacjenci mówią: „Mój tata był chory na alkoholizm”, to zawsze zadaję pytanie: „Był chory na alkoholizm czy wybrał alkoholizm?”. Pamiętajmy, że to jest dorosły człowiek, który decyduje się na picie. Nawet jeżeli jest nieświadomy. Nie możemy porównywać choroby nowotworowej i choroby alkoholowej – że to jest to samo cierpienie. Bo w tym momencie osoby współuzależnione nie mają szansy wydostania się z tej sytuacji, bo nie odchodzimy od osób chorujących. A dzieci? Całkowity nokaut – nie mają szansy zawalczenia o siebie. To jest ważne, abyśmy to rozdzielali i społecznie, i rodzinnie: jest uzależnienie, a później jest choroba w związku z uzależnieniem. I bardzo często bywa tak, że gdy osoba współuzależniona odchodzi z relacji, osoba uzależniona ma szanse zrobienia czegoś dla siebie.

 

To może być moment wstrząsu?

 

Tak, ponieważ wiele razy mówiła, że odejdzie, nie odchodziła, a nagle odeszła.

 

Co jeszcze może stać się punktem przełomowym dla osoby uzależnionej, żeby podjęła terapię?

 

Gdy w wyniku uzależnienia od alkoholu czy narkotyków zaczynamy fizycznie chorować. Pojawiają się problemy z koncentracją, z trzustką, z wątrobą; zaczynamy mieć różnego rodzaju problemy psychiczne. To są pierwsze symptomy – wtedy słyszymy od lekarza, że musimy przestać, bo inaczej umrzemy. I zazwyczaj ten komunikat bywa poważnie potraktowany. Wtedy zaczyna się etap wychodzenia z uzależnienia. Jest on bardzo trudny, ponieważ jest związany z depresją. Ale zawsze, gdy wychodzimy z uzależnień, z nałogów pojawia się depresja. Pojawiają się też zaburzenia lękowe. Dzieje się tak, ponieważ byliśmy przyzwyczajeni do tego, że tłumimy emocje, których nie chcemy czuć.

Gdy przestajemy pić z lęku przed chorobą, robimy to nagle i nie jesteśmy wtedy gotowi na przyjęcie tych emocji, które w związku z brakiem alkoholu nie są już tłumione. I te emocje często są nie do zniesienia, więc pojawiają zaburzenia depresyjne, czasem lękowe. Ale to już jest pacjent, który pragnie wyjścia z tej sytuacji i tu należy motywować i wzmacniać jego determinację, żeby okres bez picia czy przyjmowania narkotyków był jak najdłuższy.

 

A od czego zależy, jak długo trwa okres depresji w takich sytuacjach?

 

Od wglądu, od świadomości, od pragnienia, od tego, czy mamy dla kogo poradzić sobie z tymi obciążeniami. Tzn. czy ktoś na nas czeka, czy ktoś nas motywuje, czy ktoś jest blisko. Mam jednak wielu takich pacjentów, którzy na skutek swojego uzależnienia zostali sami, ale gdy zaczęli chorować, zmotywowało ich to do zmiany stylu życia i podejścia do życia. I też do zatrzymania uzależnienia. I ta depresja, która zawsze pojawia się w momencie wychodzenia z nałogu, była na tyle trudna, że zaczęli również leczenie farmakologiczne i te osoby zaczęły postępować w zgodzie z zaleceniami psychiatry oraz psychoterapeuty. Dzięki temu wyleczenie stało się możliwe.

 

Jeżeli zerwie się z nałogiem, to na całe życie? Czy gdy zdarzy się jakaś krytyczna sytuacja związana np. z pracą albo trudną sytuacją rodzinną, to jak wtedy można utrzymać to uniezależnienie?

 

Jeżeli się zrywa, to zazwyczaj robi się to szybko, w afekcie. I często jest to nieprzemyślane, nieuświadomione, więc jest bardzo duże ryzyko, że przy zerwaniu z nałogiem nastąpi powrót.

 

Czyli żeby to było trwałe, musi być świadome?

 

Tak, musimy uświadomić sobie, co alkohol mi zastępował, co dawał, co zabierał? Czym dla mnie ten alkohol czy te narkotyki były? W czym mnie wzmacniały? Dlaczego były takie ważne? Jakie miał_ wzorce w dzieciństwie. Dlaczego czuł_ się ważniejszy po alkoholu niż bez alkoholu? Dlaczego po alkoholu czułem się władcą świata, a bez alkoholu zerem? To są niezwykle ważne pytania dla osoby wychodzącej z uzależnienia. Gdy znajdzie ona odpowiedzi na nie i wtedy zdecyduje się na rezygnację z uzależnienia, nie na ucieczkę, nie na odcięcie, ale rezygnację, wówczas jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że przy kryzysach w życiu, nie będzie już chciała ponownie wejść w tamte dysfunkcje. Bo będzie już na etapie, gdy będzie wiedziała kim była wtedy oraz ile kosztowało ją wyjście z tego.

 

Mimo wyjścia z uzależnienia, można powiedzieć, że uzależnionym pozostaje się do końca życia?

 

Mam poczucie, że jest to niezwykle ważny aspekt w terapii – żeby osoba, która była uzależniona od alkoholu czy narkotyków, miała też tę świadomość, że uzależnionym jest się całe życie. I całe życie należy dbać o wyrażanie emocji, o poczucie własnej wartości, o wyrażanie potrzeb, o to, żeby było bezpiecznie w środowisku i w relacjach, o to, żeby za bardzo nie komplikować swojego życia, żeby dbać o samoświadomość. Ponieważ uzależnionym jest się całe życie i w każdym momencie swojego życia możemy, niestety, też wrócić do tego uzależnienia, które było dla nas niszczące i z którego często ledwo się uratowaliśmy.