Wykonanie strony | The Best Projects

S.01 E.21 MOJA ŻONA MA RAKA - Podcast do przeczytania
Podcast nieBEZPIECZNE ZWIĄZKI
Podcast nieBEZPIECZNE ZWIĄZKI

Podcast do przeczytania

17 października 2023

S.01 E.21 MOJA ŻONA MA RAKA

Opis

 

Choroba nowotworowa to nie tylko test siebie, ale też związku, ponieważ nigdy nie pozostaje obojętna dla relacji. Niektóre pary odkrywają w jej obliczu brutalną prawdę o swojej relacji, a niektóre zbliżają się do siebie bardziej niż kiedykolwiek. Wszystko zależy od osobowości partnerów oraz ich doświadczeń. Nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, jak walczyć o związek, kiedy walczy się też o życie. Gdy żona/partnerka mierzy się z terminalną chorobą, trudno dbać o własne potrzeby. 

 

Choroba nowotworowa to ogromne wyzwanie dla obu stron – nie tylko dla kobiety, ale również dla osoby współtowarzyszącej. Choroba nowotworowa pozwala partnerom ujrzeć siebie takimi, jakimi są naprawdę w relacji: opuszczonymi, poświęcającymi się, pogrążonymi w smutku czy w złości. W obliczu choroby nowotworowej wartość związku nabiera szczególnego emocjonalnego znaczenia. I o ile przed pojawieniem się choroby jesteśmy w stanie przetrwać różne relacje, to w przypadku trwania w nieszczęśliwym lub przeciętnym związku, w czasie choroby musimy liczyć się z uaktywnieniem w nim wielu problemów, zaburzeń emocjonalnych i psychicznych.

 

Siła, którą chorująca kobieta może czerpać z bliskiej obecności męża/partnera jest nie do przecenienia i jest wartością niezbędną do wyjścia z choroby. Można wręcz powiedzieć, że do pokonania zagrożeń, jakie niesie nowotwór potrzeba niezwykłej odwagi chorującej oraz szczególnej miłości i wsparcia ze strony partnera.

 


 

Kiedy słyszymy diagnozę raka piersi, nasz świat się zatrzymuje. To jest doświadczenie graniczne, które zderza nas z myśleniem o śmierci. Ale też tego rodzaju doświadczenie, które sprawia, że zaczynamy się bać. Odczuwamy lęk, strach – czasami nieokreślony – nie tylko przed śmiercią, ale też przed bólem, przed tym, że nie wiemy, co będzie, co się wydarzy. Nasze poukładane, do pewnego stopnia przewidywalne życie, nagle przestaje takie być. Jak powinien zachować się partner wobec kobiety, która dowiaduje się, że zachorowała?

 

Przede wszystkim powinien być blisko. Ale też dać przestrzeń kobiecie na wszelkiego rodzaju emocje, zachowania, które pojawiają się w wyniku tej traumy, jaką jest diagnoza. I dopiero po jakimś czasie, mówi się o tygodniu-dwóch od jej postawienia – warto podjąć decyzję, jaki lekarz, jaki szpital. Jeżeli robimy to bardzo szybko, nie pozwalamy kobiecie na osadzenie się w tych emocjach i w nowej sytuacji, która jest sytuacją graniczną – pomiędzy życiem a śmiercią, pomiędzy zdrowiem a chorobą, zmianą, która nie wiadomo dokąd i jak daleko nas zaprowadzi.

 

Te dwa tygodnie stanowią bufor czasowy?

 

Dwa tygodnie, tydzień – tak. To jest bardzo ważne, bo pierwszego dnia, gdy słyszymy diagnozę, przeżywamy to bardzo, zastanawiamy się, nie wierzymy w to, co się dzieje – te emocje cały czas do nas dochodzą. Oczywiście ma to związek z ogromną traumą  i również z podejmowaniem działania. Ja jestem zwolenniczką tego, żeby dać emocjom czas, żeby nie uciekać w zadania. Bo gdy to robimy, często zapominamy o naszej sferze emocjonalnej, która w tym przypadku jest niezwykle ważna. Ponieważ ważne jest, aby podjąć taką decyzję, która będzie dla nas słuszna, np. zakończyć pracę, która może nas jakoś obciążać albo wziąć zwolnienie od razu, nie czekać, nie zwlekać. Ale również spróbować być blisko z partnerem, z rodziną, powiedzieć temu, komu chcemy powiedzieć, niekoniecznie wszystkim. Niektóre osoby życzą sobie, żeby wszyscy wiedzieli. Sprawdzają w ten sposób, na ile te relacje są prawdziwe

.

Ludzie jednak bardzo często nie wiedzą, jak się zachować wobec osoby, która choruje na raka.

 

Myślę, że często się boją. Nie wiem, czy nie wiedzą, ponieważ choruje na nowotwór coraz więcej kobiet i na nowotwór piersi też coraz więcej kobiet. Mam też takie poczucie, że często ta niewiedza i ten lęk to są sygnały, że: nie chcę się wtrącać, nie chcę czuć twoich emocji, mam za dużo wrażliwości, jestem za bardzo empatyczna i jak ty mi o tym mówisz, to ja zacznę się badać, a może nie chcę się badać, może chcę żyć w takim poczuciu, że wszystko jest dobrze. To jest też ważne, że jeżeli ktoś nam o tym mówi, od razu zastanawiamy się, a co by było, gdyby to mnie dotyczyło?

 

Czy uważasz, że zadaniowe podejście do raka piersi jest niekorzystne?

 

Uważam, że wtedy możemy zapomnieć o sobie, a to jest bardzo trudne później. Po zakończonym leczeniu pojawia się depresja związana z tym, że wytrzymaliśmy te emocje, żyliśmy w ciągłej traumie. Jeżeli ktoś nie przeżywa emocji w trakcie leczenia, to one wszystkie są przeżywane często, zarówno przez kobietę, jak i mężczyznę, przez ich związek, po zakończeniu leczenia. I obydwoje bardzo często doświadczają wtedy niezwykle trudnych przeżyć, w których są samotni.

 

Czyli choroba najpierw jednoczy? Jeżeli partner, oczywiście, jest w stanie sprostać emocjonalnie i dołączy do chorującej kobiety, a później może się okazać, że będzie miała konsekwencje, które odbiją się na jedności tego związku, na jego sile?

 

Bardzo ciekawe pytanie. Myślę, że gdy już połączy i damy sobie przestrzeń, i damy partnerce przestrzeń – gdy będziemy blisko, ale nie tak, żeby zarzucać propozycjami lekarzy, leczenia, tylko żeby to wychodziło od osoby chorującej, a nie towarzyszącej w chorobie – jeżeli będziemy cały czas czujnie uważni, to choroba nie będzie dzieliła. Natomiast jeżeli wejdziemy w tryb zadaniowy, tzn. pozbyć się, walczyć, wywalczyć, odzyskać żonę/partnerkę, odzyskać życie, to po tych wielu zadaniach granicznych choroba-zdrowie, życie-śmierć mogą pojawić się bardzo trudne przeżycia, np. zaburzenia lękowe. Wszystkie te emocje, wcześniej czy póżniej do nas wracają. Nie jesteśmy w stanie sobie z tym poradzić. Wtedy okazuje się, że partner współtowarzyszący dużo bardziej potrzebuje opieki, ochrony i wsparcia niż osoba, która chorowała. A osoba, która chorowała również nie ma z czego tej opieki, wsparcia, oparcia dać. Pojawia się dużo konfliktów, cierpienia i następuje duży kryzys emocjonalny w związku. Dlatego tak ważne jest, aby być PRZY, a nie być W tej osobie – mówię tutaj o partnerach.

 

Partner nie może przeżyć choroby zamiast…

 

Tak, nie może przeżyć swojej bezradności wynikającej z chorowania ukochanej osoby. Dlatego bardzo często pojawia się z tego powodu konflikt: ty każesz mi coś robić, a ja nie chcę. Jeśli dowiadujemy się w poniedziałek o diagnozie, to do piątku nic się z nami nie zadzieje, nie musimy od razu podejmować działania i we wtorek nie musimy mieć już rozpisanej chemii, a w środę nie musimy iść na cito na operację. Możemy dać sobie trochę czasu. Tylko w tym czasie pojawiają się trudne emocje, które są nie do zniesienia.

 

Jak sobie z nimi radzić?

 

Przede wszystkim je nazywać, dać sobie do tego prawo. Dać sobie prawo do bliskich ludzi wokół, do takiej bliskości, którą naprawdę czujemy. Powiedzieć przyjaciółce, jeżeli mamy z nią bliską więź, mamie – jeżeli przeżyła to samo i łączy nas dobra relacja, mężowi, który musi nas odbarczyć i odciążyć w obowiązkach domowych, rodzinnych, finansowych, wszystkich.

 

W doświadczeniu choroby nowotworowej wszyscy zwykle koncentrują się na osobie, która choruje. W tym przypadku na kobiecie, która choruje na raka piersi. Mało kto pyta partnera towarzyszącego takiej kobiecie, jak on się czuje? Czy to jest ważne w ogóle, żeby zadbać o emocje tego partnera? Żeby znajomi, rodzina, bliscy też zainteresowali się tym, co on przeżywa?

 

Tak, jak najbardziej. Jeżeli jest się w parze, choruje się wspólnie. I związek, relacja ponosi w wyniku tej sytuacji pewne straty. Ważne, żeby zwrócić uwagę na osobę współtowarzyszącą, zapytać np.: „jak się z tym czujesz, że twoja żona/partnerka choruje?”, „może ci jakoś pomóc?”, „może potrzebujesz porozmawiać, spotkać się?”, „może potrzebujesz kontakt do jakiegoś lekarza? pieniędzy? przestrzeni? czegokolwiek?” Te pytania są niezwykle ważne. Tak samo jak pytania do kobiety chorującej, np.: „może chciałabyś pobyć sama? wyjechać ze mną? wyjść? poszukać dobrego lekarza? dobrego szpitala?”, „może potrzebujesz mojej opieki? pomocy? mojego wsparcia bycia razem?”, „może chciałabyś pójść w nasze ulubione miejsce?”.

 

W tej sytuacji ważne jest poczucie, że ktoś przy mnie jest, bo to daje poczucie bezpieczeństwa. I pozwala też oswoić lęk wobec tej choroby, prawda?

 

Tak, niezwykle ważne jest zwłaszcza towarzyszenie w oswajaniu przede wszystkim lęków, choroby oraz w zbieraniu siły do walki z tą chorobą i też własnych emocji – że ja jestem pewna, przekonana, że wszystko będzie dobrze. To jest naprawdę mocne „paliwo” jak to nazywam, które nas zasili i na którym przejedziemy poszczególne etapy chorowania. To jest długi dystans, musimy o tym pamiętać, i jeżeli się dobrze do tego długiego dystansu nie przygotujemy, to tej długiej podróży nie przebędziemy.

 

No tak, ale nie można zapewniać chorującej osoby, że wszystko będzie dobrze, bo my nie wiemy, czy będzie dobrze.

 

„Wszystko będzie dobrze” w aspekcie takim, na co mamy wpływ. Np.: mam wpływ na to, że idę teraz na operację, chcę tego; mam wpływ na to, że podejmuję leczenie; mam wpływ na to, że zmieniam swoje życie – kończę pracę, która była dla mnie destrukcyjna albo związek, w którym nie miałam wsparcia, albo relacje, które są dla mnie obciążające. Na to mamy wpływ. Tutaj, jeżeli nie skontaktujemy się w momencie otrzymania diagnozy z ogromną bezradnością wynikającą z tej choroby, to będzie bardzo trudno przemierzyć z tą chorującą kobietą, całą chorobę.

 

Są takie sytuacje, że partner nie jest w stanie udźwignąć emocjonalnie doświadczenia choroby nowotworowej partnerki i zdarza się często, że kobieta w tym niezwykle trudnym dla siebie momencie zostaje sama. Partner odchodzi. I mamy tendencję do łatwego oceniania takiego postępowania partnerów. Skąd ono się bierze?

 

 

Z potrzeby każdego z nas, żeby odnaleźć się w tej sytuacji. Jeżeli mąż porzuca żonę, partner partnerkę, gdy ona jest chora, to musimy jej współczuć. A jeżeli mamy jej współczuć, to nie możemy powiedzieć: „rozumiem twojego partnera, że odszedł”, bo nie będzie to dla niej wspierające. Absolutnie. Musimy go ocenić, żeby jej dać wsparcie. Takie czarno-białe scenariusze są często wdrażane nam, gdy jesteśmy dziećmi: że coś jest dobre albo złe. Dopiero później, poprzez rozwój emocjonalny (niekoniecznie lata, które żyjemy) zauważamy, że wszystkie wydarzenia w naszym życiu są jakieś – rzadko są czarno-białe. I w wyniku tego wchodzimy w konflikty wewnętrzne, ponieważ nie możemy powiedzieć: „w sumie dobrze, że cię zostawił, bo był alkoholikiem”. To jest taki komunikat, który w tym momencie może tę kobietę wesprzeć, a może ją też całkowicie osłabić. Nigdy nie wiemy, jak chorująca na nowotwór osoba zachowa się wobec naszego czarno-białego postrzegania. Ja uważam, że bardzo często widzimy tę osobę chorującą jako potrzebującą litości, a nie wsparcia. Bo litość jest związana ze współczuciem, a wsparcie jest związane z byciem i działaniem.

 

Chyba nie ma nic gorszego niż litość w takiej sytuacji.

 

Litość bardzo często, oczywiście, kontaktuje nas z bezradnością, natomiast jest też często potrzebna. Jeżeli ktoś jest wyłącznie sprawczy i zadaniowy, to dla niego takie zwolnienie tempa będzie niezwykle ważne. – Ważne, żeby się zatrzymał. Ważne, żeby wiedział, co dalej? Ważne, żeby miał wokół siebie osoby współtowarzyszące, obecne, aktywne, a nie tylko i wyłącznie mężczyznę, który jej będzie towarzyszył, ale w niczym nie pomoże.

 

A w sytuacji, kiedy partner bierze wszystko na siebie i odciąża chorującą partnerkę? Skąd się bierze taka reakcja i taki sposób zachowania?

 

Partner, który bierze wszystko na siebie, bardzo często nie ma kontaktu ze swoimi własnymi emocjami, ponieważ też się boi. Boi się, że utraci swoją partnerkę; boi się, że to będzie choroba śmiertelna, bo będą kolejne wznowy; boi się, że nigdy to się nie skończy; że sobie nie poradzi… Nie ma w tym przypadku kontaktu z lękiem, z bezradnością, tylko jest pójście w zadanie, w działanie. Bardzo często taki partner określany jest jako tzw. nadodpowiedzialny rodzic osoby chorującej i relacja może z tego powodu przeżywać kryzys. Po zakończeniu chorowania przez partnerkę, u tego partnera mogą pojawić się różnego rodzaju zaburzenia: snu, stany depresyjne, stany lękowe, które dopiero teraz mogą się uaktywnić, ponieważ jest bezpiecznie. Czyli gdy sytuacja jest bardzo niebezpieczna, ta osoba zamraża swoje emocje i ucieka w działanie, co jest sposobem radzenia sobie z traumą, z bardzo trudnym doświadczeniem. I w momencie, gdy już jest bezpiecznie na zewnątrz, można wejść w siebie i zastanowić się, co dalej ze sobą.

 

Co dalej z takim związkiem?

 

Niezwykle ważne po zakończeniu leczenia jest, by wracać do tego etapu w życiu: „dziękuję, że byłeś wtedy”; „zastanawiam się, jak się wtedy czułaś?”; „jakie to wtedy dla ciebie było?”; „bałaś się?”…

 

Czyli rozmawiać o emocjach, o wspólnym przeżywaniu?

 

Tak. „Czy ty się bałeś?”; „nigdy o tym nie rozmawialiśmy” – jeżeli nie było tej rozmowy w trakcie chorowania bądź przed rozpoczęciem leczenia, to ważne, aby do niej doszło, gdy kobieta chorująca jest na tzw. wyjściu z choroby. Służy to temu, aby docenić emocje, postawę partnera – jego obecność, zaangażowanie. To bardzo buduje więź.

 

A jeżeli takiej rozmowy nigdy nie będzie? Co wtedy z takim związkiem? Rozpadnie się?

 

Może przeżyć kryzys w postaci nadmiaru pracy, alkoholu, różnych innych trudności.

 

Zdrady?

 

Też. Różnego rodzaju, oczywiście, uzależnień. Różnego rodzaju środków zaradczych, aby móc sobie poradzić z daną sytuacją.

 

Czy to są środki zaradcze, które pomagają poradzić sobie z emocjami?

 

Nie czuć, tak. Zająć się czymś innym.

 

Ale te emocje cały czas są?

 

Tak, te emocje cały czas są, natomiast nie mamy z nimi kontaktu. Np.: jesteśmy w szpitalu, widzimy swoją partnerkę, która cierpi, wychodzimy ze szpitala – pamiętamy o niej, ale już jesteśmy w czymś innym. Jest mnóstwo ludzi, którzy są zdysocjowani, nie przeżywają emocji w związku z wydarzeniami i w związku z przeżyciami, które ich dotykają. I wtedy jest cały czas takie odcinanie się: jestem tutaj – czuję to, jestem tam – czuję coś zupełnie innego.

 

Czemu to ma służyć?

 

Żeby przeżyć, żeby się nie rozpaść, ponieważ bezradność dla tego typu mężczyzn – mówimy o partnerach kobiet chorujących na nowotwór – służy temu, żeby nie czuć bezradności. Gdy się odcinamy, nie czujemy bezradności. A gdy czujemy bezradność, to jest naprawdę bardzo blisko do poczucia, że nie mamy na nic wpływu, że nie wiemy, co dalej, że ten smutek jest nie do uniesienia, że nie jestem w stanie sobie poradzić, że nie potrafię znaleźć lekarstwa, dlaczego ja? I zaczyna się stan depresyjny, później mogą pojawić się ataki paniki, różnego rodzaju zaburzenia lękowe – np. trudno jest wyjść z domu, pójść do pracy. I oczywiście, jeżeli partnerka choruje, a partner w tym czasie ma depresję, to de facto nikt nikomu nie pomoże. To jest bardzo często mechanizm ku życiu, żeby przeżyć – ja się odetnę, a później ktoś się mną zajmie. A jeżeli nikt się nie zajmie, to środki zaradcze są bardzo często uzależniające i wcześniej czy później i tak trzeba skontaktować się z tym, co przeżyliśmy.

 

Często się zdarza, że wraca się do tych emocji? Że osoba w taki sposób się zachowująca w pewnym momencie zaczyna czuć te emocje?

 

Musi, ponieważ jeżeli nie rozpocznie odczuwania siebie w życiu, rezultatem takiego bycia w zamrożeniu mogą być później różnego rodzaju choroby ciała, np.: migreny, choroby autoimmunologiczne, zaburzenia krążenia, problemy z oddychaniem, z wytrzymywaniem też stresu w pracy. Bardzo często takie osoby nie są w stanie pomieścić emocji. Tutaj naprawdę pojawiają się problemy z bezsennością, z szybkim afektem w reakcji – bo jeżeli nie mam wpływu na śmiertelną chorobę mojej partnerki, to będę miał wpływ na to, co w firmie i będę przekraczał granice moich pracowników. To też bardzo często się zdarza.

 

Czyli to jest taki strach, można powiedzieć, obezwładniający?

 

Bardzo często strach obezwładniający, więc szukamy czegoś, co sprawi, żeby tego strachu nie czuć i uciekamy do różnego rodzaju innych przeżyć, innych sytuacji, innych relacji – żeby tylko nie czuć, bo muszę być silny, muszę sobie poradzić, muszę dawać wsparcie. Oczywiście partnerzy w takich związkach nie rozmawiają też o trudnych sprawach – że umieram, że nie wiem, co się ze mną dzieje. Nie ma takiej przestrzeni.

 

Jeżeli nie rozmawiają w chorobie, to znaczy, że nie rozmawiały te osoby partnerskie też przed chorobą?

 

Często tak – o trudnych sytuacjach, o trudnych przeżyciach, o konfliktach. Tylko zawsze ktoś się zajmował, a ktoś się nie zajmował. Często była to taka spolaryzowana relacja, np.: finansami stereotypowo zajmuje się w związku mężczyzna, a problemami z dziećmi czy też chorobami – kobieta. I ta relacja w momencie, gdy partnerka zaczyna chorować na nowotwór, dobrze by było, gdyby została inaczej potraktowana. Żeby w tym momencie zaczęły się pojawiać bardziej świadome komunikaty, odczuwanie emocji – żeby ta relacja nie była w ciągłym kryzysie albo żeby ta relacja po zakończeniu się choroby, nie rozpadła się.

 

Można powiedzieć, że tego rodzaju trudne doświadczenie daje możliwość, żeby przyjrzeć się schematowi relacji jak przez soczewkę?

 

Każde nasze trudne doświadczenie jest takim trochę laboratorium związku, ponieważ wtedy widzimy reakcję, zachowanie, reagowanie – czy jesteśmy w nadaktywnym kontakcie czy się wyłączamy? czy jesteśmy w dorosłej świadomości czy regresujemy się do roli dziecka? Pamiętajmy, że cierpienie zawsze nas regresuje do bardzo wczesnych okresów naszego życia. Gdy kobieta słyszy diagnozę, trudno oczekiwać, żeby planowała, że teraz pójdzie do tego lekarza, zrobi to i to. Ona będzie czuła smutek, żal, zastanawiała się „dlaczego ja?” i stawiała sobie mnóstwo innych pytań, na które trudno udzielić odpowiedzi.