Wykonanie strony | The Best Projects

S.01 E.19 KARANIE CISZĄ - Podcast do przeczytania
Podcast nieBEZPIECZNE ZWIĄZKI
Podcast nieBEZPIECZNE ZWIĄZKI

Podcast do przeczytania

03 października 2023

S.01 E.19 KARANIE CISZĄ

Opis

 

Każdy chyba doświadczył tzw. cichych dni w relacji ze swoim partnerem lub partnerką. Dlaczego zachowujemy się w ten sposób? Często stoi za tym nieumiejętność pomieszczenia w sobie emocji oraz nieumiejętność rozmawiania o nich. Warto mieć świadomość, że karanie ciszą to przemoc emocjonalna. Może ona obejmować np. niereagowanie, gdy druga osoba coś mówi, nieodwzajemnianie kontaktu wzrokowego czy traktowanie drugiej osoby jak powietrze. Przy czym takiego zachowania doświadczamy nie tylko w związkach, ale też w relacjach ze współpracownikami, przyjaciółmi czy rodzicami. Dzieci karane bywają tak przez rodziców w sytuacjach, gdy zrobią coś wbrew emocjom rodzica. Traktowane w ten sposób, uczą się, że tak rozwiązuje się sytuacje konfliktowe. Schemat tego zachowania przenoszą później w dorosłym życiu na relacje partnerskie – gdy partner przekracza ich granice, obrażają się i włączają milczenie. Związek, w którym pojawia się tego rodzaju zachowanie jest związkiem dysfunkcyjnym.

 

W partnerze karanym ciszą mogą pojawić się różne emocje, m.in.: złość, smutek, poczucie winy, lęk o relację. Może to mieć destrukcyjny wpływ na poczucie własnej wartości. Zwłaszcza, gdy osoba „ukarana" robi wszystko, by nawiązać kontakt. W konsekwencji, z powodu milczenia partnera, może czuć się upokorzona, poniżona, nieszanowana. Sytuacja ta zaburza relację i prowadzi do jej pogorszenia. Pamiętajmy, że jeżeli w związku nie ma dialogu, to problem nie znika; z pewnością powróci – w innej formie i ze zdwojoną siłą.

 


 

Kiedy partner przestaje się odzywać relacji?

 

Gdy są przekraczane jego granice; gdy nie potrafi pomieścić emocji, których doświadcza; gdy nie jest w stanie wyrazić złości, ani smutku, ani wybuchnąć; gdy tak trochę samoistnie, bardzo często autoagresywnie, zakazuje sobie eksplozji. Niezależnie od tego, jakiej emocji doświadcza, jest ona zatrzymywana (świadomie lub nieświadomie) na bardzo głębokim poziomie.

 

Czy to jest forma silnej kontroli nad emocjami?

 

Kontroli również, ale też takiego treningu – żeby nie pokazywać, co się ze mną dzieje. Bardzo często jest to forma zachowania, jakiej zostaliśmy nauczeni w dzieciństwie: czy wyrażamy złość czy ją ukrywamy? czy wyrażamy smutek czy go ukrywamy? Gdy dziecko się obraża, a rodzic idzie do niego, puka do drzwi i mówi: „wiem, przesadziłam, przepraszam, uraziłam cię i wiem, że jesteś z tego powodu smutn_”. Jeśli nazywamy te emocje, które dziecko odczuwa, ono wówczas identyfikuje je w sobie. I dzięki temu jest duża szansa, że w życiu dorosłym nie będzie musiał czy musiała zatrzymywać się na poziomie ciszy, gdy usłyszy coś, co dla nie_ jest przekraczające.

Obrażanie się bardzo często jest formą niedojrzałego systemu nerwowego. Natomiast gdy dorastamy, przechodzimy okres dojrzewania, później wchodzimy w różne relacje i powinniśmy już być na tym poziomie dojrzali, ale nie jesteśmy.

 

Czyli tak zwane ciche dni to forma obrażenia się na partnera? Czy ukarania go?

 

Obrażenia, czyli włączenia ciszy, które jest interpretowane bardzo często jako kara. – „Nie jestem w stanie poradzić sobie z emocjami. Uraziłeś mnie, obraziłeś. Nie powinieneś tak robić. Ja w tym momencie włączam ciszę. Ile ona będzie trwała? Nie wiem”.

 

Ale skąd ten partner ma wiedzieć, co zrobił źle? Albo w którym momencie przekroczył granicę, jeżeli mu się tego nie mówi?

 

Myślę, że powinien się domyśleć, oczywiście, bo… 

 

Taka jest intencja tych cichych, prawda?

 

Oczywiście celowo tak mówię, żeby pokazać, w jaki sposób ten mechanizm działa względem dzieci czy osób współobecnych w tych cichych dniach – każdy czuje napięcie. Każdy czuje, że coś jest nie tak, że w którymś momencie zostały przekroczone granice. Osoba, która jest ofiarą ciszy, ma duże poczucie winy.

 

Zawsze tak jest?

 

Bardzo często tak jest. Zazwyczaj jedna osoba milczy, druga domaga się rozmowy. Jest zła, bo tej rozmowy nie ma. I w związku z tym mogą pojawić się różnego rodzaju mechanizmy i reakcje. Oczywiście następuje też przekroczenie granic z dwóch stron, np.: kobieta milczy, mężczyzna się dobija, później prosi, później wymaga, później żąda, później krzyczy, później jest przemocowy – bardzo często dochodzi więc do przekraczania granic na poziomie przemocy fizycznej.

 

Czyli następuje eskalacja?

 

Bardzo często następuje eskalacja, ponieważ cisza niszczy relację: bliskość, szacunek. Nie ma czegoś takiego w dorosłym życiu jak „domyśl się”. Domyśla się matka, gdy dziecko jeszcze nie potrafi mówić, bo kiedy zaczyna mówić, komunikuje już swoje potrzeby. Później uczymy dziecko komunikować swoje emocje, więc milczenie, domyślanie się powinno się tym samym zakończyć. Jeżeli się nie zakończyło, to znaczy, że deficyt i niedojrzałość pojawiły się na bardzo wczesnym etapie w dzieciństwie. Mówię o tym tak bardzo dosadnie, bo chodzi tutaj o niezaspokojenie potrzeb tego dziecka, które nie nauczyło się mówić o swoich emocjach i zawsze, gdy pojawia się jakaś trudność, włącza ciszę, żeby przeżyć. Cisza bowiem jest często takim mechanizmem przetrwania.

 

Wspomniałaś o niezaspokojonych potrzebach – jakich?

 

Bycia zauważonym; przeżywania różnego rodzaju emocji; bycia w towarzystwie, gdy te emocje przeżywamy; rozumienia tych emocji, czyli tłumaczenia rzeczywistości, tłumaczenia świata. Jeżeli dziecko mówi mamie: „smutno mi”, a ona nie zapyta „dlaczego?”, to dziecko się obraża.

 

Albo zamyka się w sobie?

 

Albo zamyka się w sobie. Bardzo często jednak te doznania mogą być symilarne: zamyka się w sobie – nie mówi nic o sobie, zamyka się w sobie – bo się obraża. Jeżeli nie ma kontynuacji dociekania, docierania do dziecka, wnikliwych komunikatów, bycia blisko, to mały Jaś uczy się w tym momencie, że tak wygląda świat: „nikt mnie nie rozumie, nie mogę wyrażać emocji, więc się zamykam”. Duży Jan robi to samo, ponieważ nikt nie wytłumaczył mu, jak powinno wyglądać przeżywanie życia, wyrażanie emocji, bycie w aktywnej emocjonalnie relacji.

 

A czy ciche dni są rodzajem przemocy?

 

Oczywiście, ponieważ osoba, która milczy, decyduje o relacji; decyduje o tym, czy będzie kontakt z jej strony czy nie. Ona trzyma władzę i decyduje, na ile blisko partner może się podejść. I od jej decyzji, niestety, zależy, co będzie z tą relacją dalej – dzisiaj, jutro, jak długo te ciche dni będą trwały? Co się będzie działo z dziećmi? Jest to forma tzw. białej przemocy, nienazwanej, która jest naprawdę niezwykle niszczącym mechanizmem bycia w relacji. I również kryzysu, ponieważ jeśli ciche dni zdarzają się kilka razy w tygodniu, to de facto jest to sposób radzenia sobie z emocjami dla tej osoby, dla współobecnych w tej rodzinie – dzieci, partnera.

 

Bo dzieci też są uwikłane w tę sytuację między rodzicami?

 

Oczywiście. Ten rodzic nie rozmawia też z dziećmi albo mówi: „powiedz tacie”, widząc tego tatę obok albo „powiedz mamie”, widząc tę mamę obok.

 

Partnerzy komunikują się za pośrednictwem dzieci?

 

Tak, i to jest niezwykle przemocowe. W tym momencie dzieci również nie uczą się przepływu emocji, tego, że mam prawo powiedzieć „dosyć”, że mam prawo powiedzieć: „nie chcę żyć w tej ciszy, w takiej przemocy, takim zamknięciu, takim  zamrożeniu”.

 

A jak to działa na dzieci? Jak one się w takiej sytuacji zachowują?

 

Bardzo często są zdezorientowane. Pytają „dlaczego” i wtedy milczący, włączający ciszę partner mówi: „zapytaj tatę” albo „zapytaj mamę”. Czują więc, że jest to jakiś rodzaj gry między rodzicami.

 

Czy to jest przerzucanie winy na partnera?

 

Bardzo często tak. Przerzucanie winy, odpowiedzialności i wymuszanie na partnerze, żeby się domyślił i zaspokoił tę potrzebę, która u milczącego partnera została przekroczona. Tylko domyślanie się w tym wieku jest już niemożliwe i niewykonalne. Domyśla się mama bądź czujny, czuły ojciec w relacji z dzieckiem, a nie partner w relacji z partnerką czy partnerka w relacji z partnerem. Ale te potrzeby, które pojawiają się u milczących partnerów, są z tego okresu życia – z bardzo wczesnego dzieciństwa. I dzieci w takim układzie, w takim związku, bardzo często są w totalnym chaosie, w dużym odrzuceniu. Bo milczenie, musimy pamiętać, jest odrzuceniem – dzieci czują się odrzucone, partner starający się też czuje się odrzucony. I bardzo często, jeżeli nie zostanie to uświadomione osobie, która włącza milczenie, nie komunikuje emocji, może trwać latami.

 

W jaki sposób odrzucony partner może odnaleźć się w tej sytuacji, żeby chronić siebie?

 

Nazwać ją: „widzę, że się obraziłaś”; „widzę, że nie mówisz wprost”; „co złego zrobiłam, że się obraziłeś, możesz mi powiedzieć?”; „ile to milczenie będzie trwało?”; „to milczenie jest przemocą”; „obrażają się dzieci w wieku 6 lat, proszę, zróbmy coś z tym, musisz zacząć nad sobą pracować”. Tego typu komunikaty, bardzo bezpośrednie, mogą spowodować, że ta relacja zacznie się odbudowywać, ponieważ w tej relacji nie ma przepływu emocji. Nie można w niej powiedzieć „dosyć”, nie można powiedzieć „złoszczę się”, nie można powiedzieć „smutno mi”, nie można powiedzieć „to i to mi nie pasuje”, bo cały czas jest, niestety, zagrożenie milczeniem. Taka relacja jest związana z tym, że muszę grać, bo inaczej będzie cierpienie pt. „cisza”. Muszę cały czas być w kontakcie, w napięciu, bo inaczej ona czy on obrazi się na mnie. Nie mogę być sobą, czyli nie jestem akceptowan_ tak_, jak_ jestem.

 

Czy to jest związane z brakiem akceptacji partnera?

 

Oczywiście, i związane też z dopasowaniem, ponieważ partner milczący, trzyma władzę. Drugi partner natomiast musi się w dużym stopniu dopasować, czyli ma osobowość bardzo często zależną. I bardzo często ta cisza i ten lęk przed nią determinują zachowanie osoby partnerskiej – żeby funkcjonowała w określonych relacjach, żeby nie przekraczać granicy, żeby znowu nie było kary pt. „cisza”. Kary, czyli odrzucenia. Cisza jest odrzuceniem.

 

Bez względu na to, ile cisza trwa, w pewnym momencie musi się skończyć. W jaki sposób osoba, która stosuje narzędzie karania ciszą, wychodzi z tego zachowania?

 

To jest bardzo trudna sytuacja. Cisza często kończy się zwracaniem na siebie uwagi dzieci, jeśli dzieci są w relacji. Biorą one na siebie to napięcie, tę odpowiedzialność i bardzo często robią wtedy coś, co jest przekraczające granice. Albo są niegrzeczne, albo coś spsocą, albo się przewrócą.

 

Czy to jest forma rozładowania tego napięcia?

 

Tak, bo jest to bardzo duże obciążenie dla dzieci – one nie wytrzymują tej ciszy, tego starania się, proszenia, grożenia, złości po drugiej stronie. Bo druga strona też jest aktywna w tej sytuacji przemocy emocjonalnej. I gdy wydarzy się coś związanego z dziećmi, wtedy osoba, która każe ciszą swojego partnera, mówi: „to twoja wina” – i w tym momencie zaczynają rozmawiać. Pomimo to, że jest to komunikacja przemocowa, zostaje nawiązany ponownie kontakt, a to już jest coś lepszego niż cisza.

Natomiast jeżeli w związku nie ma dzieci, to cisza może trwać bardzo długo. Pojawia się jednak bardzo często taki mechanizm, że osoba uwikłana w ciszę, czyli ta, która się stara, prosi, w pewnym momencie mówi: „nie, koniec, wychodzę”. I po powrocie, gdy postawi swoje granice, będzie miała swoją przestrzeń, swój dystans, swoją relację, swoje zasady bycia w tym kontakcie. Ta druga osoba, która była w milczeniu i w ciszy zobaczy, że to już nie działa i wtedy zaczynają rozmawiać. Oczywiście to jest strategia przetrwania, to może zdarzać się wiele razy, wiele lat, zanim się nie zakończy. Dla mnie niezwykle ważne jest nazywanie tej ciszy, a nie uciekanie z kolegami na imprezę czy używanie dzieci do tego, by tę ciszę rozładować. Ważne jest bycie blisko.

 

Odważne stanięcie naprzeciwko?

 

Tak.

 

To oznacza też zmierzenie się z własnymi, bardzo silnymi emocjami?

 

Zmierzenie się z własnymi emocjami i bycie blisko ze sobą sam_. Ponieważ ja staję za swoimi emocjami, to znaczy: staję za sobą. Nie będę czuł_ tak, jak osoba partnerska mi każe, ponieważ to jest moje przeżywanie życia i mam prawo czuć to, co czuję.

 

Czyli jest to takie zadbanie o własną autonomię i o własny komfort psychiczny?

 

Tak, ale też i o to, czy ten związek jest związkiem partnerskim czy funkcjonuje na zasadzie: ja starająca się i mój partner decydujący, karzący mnie ciszą, gdy zrobię coś, co nie jest dla niego OK.

 

A jeżeli okaże się, że nasz partner czy partnerka tak się zachowują, to warto walczyć o tę relację czy lepiej uciekać?

 

Ja uważam, że zawsze warto walczyć, bo to jest zachowanie, a uczucia są uczuciami.

 

Ale zachowanie wpływa też na uczucia do tej osoby.

 

Jak najbardziej, natomiast nie można powiedzieć, że zachowanie, które wpływa na nasze bycie w relacji jest wyłącznie dobre albo złe. Bo ta osoba może być cudowna, gdy ciszy nie włącza, tylko po prostu nie radzi sobie z pewnym przeżywaniem życia i dlatego w ten sposób nas karze. A oprócz tego może to być dosyć dobry związek, z akcentem na „dosyć”. Niezwykle ważne jest, żeby nazwać tę relację, bo pozwoli to wyjść z tego mechanizmu; żeby opowiedzieć sobie wzajemnie, jak się wtedy czujemy. I wtedy też widzimy, czy naszej osobie partnerskiej zależy na nas i jest w stanie cokolwiek zrobić – czy pójdzie z nami na psychoterapię; czy porozmawia o tym, jak my się czujemy, gdy ona milczy; czy może zapytamy ją, dlaczego tak się zachowuje? Bardzo często pomocne jest, gdy opowiadamy sobie o dzieciństwie, bo – żeby była jasność – jeżeli np. mężczyzna doświadczył milczącej matki i identyfikował się ze starającym się o nią tatą, to później wchodzi w relacje z partnerką, o którą znowu musi się starać, bo ona też włącza ciszę, gdy coś jest nie tak. Dla niego będzie to więc retraumatyzacja jego przeżyć i emocji. Jeżeli taki komunikat otrzyma ona, która włącza milczenie, gdy jest dla niej za trudno, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że te jego doświadczenia oraz jej uczucia do niego i jego uczucia do niej sprawią, że ten mechanizm przestanie być stosowany..

 

Czyli zawsze jest nadzieja na poprawę?

 

Tak, to prawda. Nadzieja i możliwość rozwoju, ponieważ poprawa wynika z uczenia się nowego sposobu reagowania, przeżywania życia, przeżywania emocji, przeżywania trudności, kryzysu. Musimy też traktować tę nadzieję jako rozwój. To jest niezwykle ważne.

 

A z twojego doświadczenia wynika, że częściej obrażają się kobiety czy mężczyźni? Kto częściej karze ciszą?

 

To jest trudne pytanie. Jestem daleka od tego typu generalizacji, ale oczywiście stereotypowo – kobiety. Wynika to stąd, że wychowanie dziewczynek jest często zupełnie inne niż chłopców. Nam jest trudniej się zezłościć, mężczyznom – smucić, ale oczywiście to są przestarzałe metody. Teraz dzieci wychowuje się w zupełnie inny sposób, daje im się prawo do wyrażania zarówno smutku, jak i złości, niezależnie, jaką mają płeć.

Wszystko zależy od tego, w jakim domu się rodzimy i na ile emocjonalnie dojrzali są nasi rodzice. Bo obrażanie się czy też włączanie ciszy jest bardzo często związane z tym, że nie pozwalamy sobie na przeżywanie smutku, złości, cierpienia, żalu, czasem nawet tęsknoty, ponieważ nie potrafię. Jestem zła – nie umiem tego wyrazić, powiedzieć; mój partner mnie skrzywdził – nie umiem krzyczeć, bo się boję.

 

Albo wydaje nam się, że nas skrzywdził.

 

Wydaje nam się? OK, ale efektem tego jest włączenie ciszy. Czyli czuję, że tak zrobił, prawda? Nie weryfikujemy tego, nie urealniamy, nie pytamy partnera, co miał na myśli, gdy powiedział takie, a nie inne zdanie, czy zachowując się w określony sposób. I w ten sposób zostajemy we własnym świecie, który jest zamkniętym światem – nie wychodzimy z emocjami na zewnątrz, nie jesteśmy w stanie zweryfikować rzeczywistości w nas z rzeczywistością na zewnątrz nas.

 

Czy to buduje silne napięcie wewnętrzne?

 

Tak. Dla partnera żyjącego z osobą, która włącza ciszę to jest często rodzaj pola minowego: nie wiem, co mogę powiedzieć? nie wiem, czego nie mogę powiedzieć? nie wiem jak coś zostanie odebrane? nie znam te osoby, z którą żyję –  takie komunikaty bardzo często się pojawiają. I, moim zdaniem, niezwykle ważne jest wtedy móc powiedzieć, jak się z tą ciszą czuję, żeby zostać usłyszanym przez naszego współpartnera.

 

Nawet jeżeli nie ma interakcji?

 

Tak, bo mówimy w obronie siebie.

 

Czy takie mówienie przynosi ulgę?

 

Na pewno daje nam odwagę – że potrafię stanąć za sobą i powiedzieć o tym, co czuję. Ale poczucie ulgi również – bo wypowiedział_, więc napięcie się zmniejsza; jestem otwart_; dużo mnie to kosztowało, wyszedłem czy wyszłam ze swoich ograniczeń; jestem w stanie powiedzieć, co przeżywam w danym momencie. To jest niezwykle ważne. I niezwykle ważne jest również to, że ta druga osoba nawet jeśli udaje, że nie słyszy, siłą rzeczy słyszy. I później, gdy tego rodzaju sytuacja zaistniała w relacji, wraca do nas i mówi np.: „pierwszy raz słyszałem, że u ciebie w domu było podobnie”; „nie umiem inaczej, pomożesz mi? chciałabym, abyś był wtedy przy mnie i dopytywał, co czuję; ja się wtedy odważę i powiem”

 

Mam takie wrażenie, gdy rozmawiamy, że zakładasz, że ludzie na głębszym poziomie potrafią zrozumieć swoje zachowania i zachowania partnera. Wydaje mi się, że to nie jest prawda. Że niewiele jest osób tak bardzo świadomych, aby w ten sposób rozmawiać z partnerem.

 

Myślę, że nie do końca tutaj świadomość jest istotna, ale też takie otwieranie się na drugiego człowieka – bo tak naprawdę kocham go i zależy mi na nim. I nie muszę z nim rozmawiać na głębokim poziomie, ale mogę powiedzieć: „odezwij się do mnie, bo pragnę mieć z tobą kontakt”.

 

Ale to jest takie proszenie się.

 

Nawet jeżeli to jest proszenie się, a ja mam tego napięcia już dosyć…

 

…to po prostu się pakuję i wychodzę.

 

Tak, tylko to…

 

Ja wiem, że to niczego nie załatwia, nie buduje relacji.

 

Absolutnie nie, ponieważ pakując się i wychodząc, ja też się obrażam. I mamy wtedy partnera obrażonego i nieobrażonego. A gdy pośrodku tego wszystkiego są jeszcze dzieci? Przecież one wkrótce będą dorosłymi? Ta naprawdę chodzi o to, żeby przełamać schemat świadomością, a nie identyczną przemocą. Rzeczywiście zakładam, że kwestią zachowania, które przedstawiam, jest ilość cierpienia. Niektórzy z nas znoszą miesiąc, niektórzy pół roku, niektórzy pięć lat, ale każdy ma swoje granice. Aż w końcu mówią sobie: „nie chcę już słyszeć ciszy, zrobię wszystko, żeby jej nie było”. I po raz kolejny starają się uświadomić partnerowi włączającemu ciszę, że musi coś z tym zrobić, np.: „chcę, żebyś wiedział, że ja też tego doświadczył_”. I często to staje się przełomem. Spakowanie się, zabranie walizeczki to jak zabranie zabawek z piaskownicy – idę bawić się gdzie indziej.

 

Też jest niedojrzałe?

 

Też jest niedojrzałe i ta inna piaskownica bardzo często okazuje się podobna do tej, z której wyszliśmy. Tak bywa z niezałatwionymi sprawami z relacji pierwszej – idziemy do kolejnej, zwykle z tym samym wnętrzem, ponieważ nie wykonujemy żadnej pracy nad sobą, więc budzimy się w bardzo podobnej relacji, w bardzo podobnym układzie emocjonalnym, z bardzo podobnymi rolami wspierającymi, ale również obciążającymi.

 

Potraktować to więc jako szansę na rozwój?

 

Bardzo byłoby miło potraktować to jako szansę na rozwój, żeby dzieci – jeżeli je mamy – nie musiały też cierpieć z tego powodu, że tata włącza milczenie wobec mamy, i wobec mnie trochę też, bo jestem dziewczynką; albo mama włącza milczenie wobec taty i wobec mnie trochę też, bo jestem chłopcem.

 

Czy to zawsze się tak odbywa, jeśli są dzieci?

 

Oczywiście, identyfikacja syna i ojca oraz córki i matki jest bardzo częsta w takiej sytuacji. Dzieci przeżywają to jak gdyby równolegle z rodzicami. Dlatego jeżeli mówimy o przemocy emocjonalnej w relacji, to dotyka ona całą rodzinę, czyli dzieci również.

 

Jeżeli występuje tego rodzaju przemoc emocjonalna w relacji, to czy pojawiają się w niej też inne jej formy?

 

Bardzo często ocenianie. Póżniej, po okresie ciszy – robienie wyrzutów, np.: „nie mogę ci powiedzieć, bo znowu włączysz milczenie, to może nie będę się odzywała”. Tego rodzaju zachowanie jest też oczywiście przekraczaniem granic. Pojawia się też bardzo często ucieczka w samotność: OK, ty milczałaś cały weekend, to ja teraz pomilczę cały tydzień. Tylko znowu – bardzo chcemy wyjść z przemocowej sytuacji, ale sami tworzymy przemocową sytuację. Partner niczego się nie nauczy, dostając czy doświadczając z naszej strony tego samego. Zrozumie tylko wtedy, gdy pokażemy mu, co w nas wywołało jego milczenie, cisza. Z czym musieliśmy się mierzyć, jak było nam trudno, jak bardzo byliśmy w opuszczeniu, w samotności. I oczywiście, ta cisza jest konsekwencją też czegoś. Warto byłoby więc, gdyby ten milczący partner również nam powiedział: „słuchaj, nie poradziłem sobie z tym, gdy powiedziałeś mi <<ty zawsze masz rację>>, <<ty nigdy nie potrafisz przyznać się do błędu>>; nie byłam w stanie wtedy zareagować, nie byłam w stanie nic powiedzieć i stąd była u mnie ta cisza”.

Ja głęboko wierzę, że w pewnym momencie ludzie, nie tylko pary podczas psychoterapii, zaczynają mówić do siebie tak emocjonalnym językiem, ponieważ jeżeli im na sobie zależy, jeżeli są emocje, jeżeli są akceptowalne zachowania, jeżeli nie ma innego przekraczania granic, tylko ta jedna forma radzenia sobie ze stresem, konfliktem, cierpieniem, to oczywiście mają mnóstwo możliwości, żeby poddać się rozwojowi i nauczyć się wychodzić z tego rodzaju mechanizmu.