Wykonanie strony | The Best Projects

S.01 E.16 ZWIĄZEK Z DDA - Podcast do przeczytania
Podcast nieBEZPIECZNE ZWIĄZKI
Podcast nieBEZPIECZNE ZWIĄZKI

Podcast do przeczytania

12 września 2023

S.01 E.16 ZWIĄZEK Z DDA

Opis

 

Związek z osobami z syndromem DDA to często wielki wysiłek, nie tylko dla ich partnerów, ale również dla nich samych. W wielu przypadkach osobom DDA wydaje się, że nie potrafią kochać i nie wiedzą, czym jest prawdziwa miłość. Często boją się zarówno bliskości, jak i odrzucenia. Mają trudność w zbudowaniu zdrowej, bezpiecznej relacji, bo w domu alkoholowym, z którego pochodzą brakowało zaufania i bliskości. W związkach i relacjach, które budują, nawet najlepiej rokujących, bywają autoagresywne. Bierze się to z ich przeświadczenia, że nie zasługują na miłość. Osoby z syndromem DDA niszczą też związki w oparciu o swój wewnętrzny strach przed byciem porzuconym. Obawiają się, że partner odkryje ich wady, skrzywdzi je i odejdzie, czyli postąpi wobec nich tak, jak w dzieciństwie pijący ojciec czy matka.

Wszystko, co działo się w domu rodzinnym rzutuje na całe dorosłe życie. Nie było poprawnych wzorców zachowania, był za to ciągły element niepewności, krzyki, nerwowość, zamiana ról, wahania nastrojów i agresja. Dziecko kopiuje cały ten wzorzec i z nim idzie w świat. Dlatego bardzo ważne w przypadku osób z syndromem DDA jest szybkie podjęcie pracy psychoterapeutycznej, aby mogły wyjść z zaburzeń, którymi zostały obciążone w dzieciństwie.

 


 

 

 

Jak żyje się z partnerem, który ma syndrom DDA? Myślę, że to jest bardzo trudna sytuacja i że nie można takich osób piętnować. Myślę też, że życie w relacji z osobą, która ma takie doświadczenia, może być bardzo dużym wyzwaniem. Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, że pewne trudności, które pojawiają się w związku, mogą mieć przyczynę właśnie w doświadczeniach z dzieciństwa, np. wychowywaniu się w rodzinie dysfunkcyjnej, w której obecny był alkohol.

 

Myślę, że syndrom DDA dotyczy wielu osób i nieuświadomiony jest przekazywany naszym dzieciom, i kolejne pokolenie znów z tym syndromem musi się uporać. Oczywiście jeżeli mówisz, że to musi być bardzo trudne, pojawia się we mnie myśl – tak, ale świadomość, że mam taki syndrom może być dla mnie też wzmacniająca. Ten syndrom nie ogranicza się bowiem wyłącznie do cech, które są determinantem obciążeń. Mieści w sobie również dużo innych cech: siłę, osobowość, motywację, często determinację, które sprawiają, że można wiele rzeczy przeżyć.

 

W jakim sensie?

 

To są zazwyczaj osoby, które mają bardzo dużo determinacji. Często są skoncentrowane na tym, żeby niezależnie jak jest trudno, dać sobie radę, pomagać innym. Oczywiście to pomaganie, gdy nie jest w normie, jest mocno obciążające.

 

Czyli to są bardzo silne osoby?

 

Często tak, w zależności też, jaką rolę w tym domu alkoholowym przyjmowały. Jeżeli to są dzieci, które były bohaterami – ratujące mamę, współuzależnioną (możemy tak stereotypowo powiedzieć) i ojca uzależnionego bądź odwrotnie: mamę uzależnioną i ojca współuzależnionego, to często mają one w sobie dużo odpowiedzialności, empatii. Wchodzą w relację i znowu są niezwykle odpowiedzialne, niezwykle empatyczne. Często nie mają kontaktu z własnymi emocjami, mają trudny dostęp do swojego ciała, ale są w stanie wiele zrobić, żeby uratować innych.

 

I poświęcają się też w relacji partnerskiej?

 

Tak, bardzo często wszystko organizują, są niezwykle decyzyjne, sprawcze. Trudno im jednak wytrzymać napięcie, poradzić sobie ze smutkiem, wyrazić złość, nie mieć poczucia winy.

 

A jak to się przekłada na relację partnerską? Powiedziałaś, że te osoby często nie mają dostępu do własnych emocji. Czy to jest taki trochę sposób obrony?

 

Tak, rodzaj mechanizmu obronnego i radzenia sobie z trudnymi emocjami. Ponieważ w domu, w którym był obecny alkohol i było uzależnienie, nie było możliwości przeżywania złości, smutku, tęsknoty, żalu. I kiedy osoby z DDA same wchodzą w związek, również nie okazują smutku, nie przeżywają złości; czują natomiast emocje partnera i ratują go, pomagają mu, często kosztem siebie. W partnerstwie to są zazwyczaj osoby, dla których trudne jest przeżywanie bliskości i odrzucenia, przeżywanie zależności, utrata kontroli.

 

Na przykład?

 

Kiedy są pracownikami i nie do końca mają świadomość, co się stanie, jeżeli nie wykonają pewnych obowiązków.

 

Czy to jest konsekwencja życia w dzieciństwie w takim chaosie i niepewności?

 

Często jest to konsekwencją bycia w niepewności i efekt poczucia, że jeżeli nie mam kontroli, nie czuję się bezpiecznie.

 

A co daje takiej osobie tę kontrolę?

 

Poczucie władzy, poczucie niezależności – że np. nigdy nie decydowałam o swoim życiu w dzieciństwie, więc w dorosłości już zawsze będę decydowała. I zawsze będzie tak jak ja sobie tego życzę, ponieważ nigdy tak nie było – to jest potrzeba kompensacji. Czyli: dawniej nie były zaspokajane moje potrzeby, teraz muszą być; w dzieciństwie nie miałam wpływu na to, co się działo, teraz chcę mieć wpływ; kiedyś nie było wiadomo, co się stanie za minutę, dzisiaj wiem, co za minutę będzie.

 

Czy to prowadzi do wykształcenia się takiej potrzeby dominacji w związku?

 

Często tak, tylko ta potrzeba dominacji wyraża się w tym, że bardzo dużo się pomaga, angażuje, o wielu rzeczach decyduje, wszystko jest dopięte na ostatni guzik.

 

Można powiedzieć, że nie ma w tym agresji?

 

Często są to pasywno-agresywne zachowania. Bo jeżeli ktoś za mnie cały czas decyduje, np. dokąd pójdziemy wieczorem albo dokąd pojedziemy na wakacje, to w pewnym momencie mogę nie chcieć tych decyzji, mogę mieć pragnienie, żeby samej zdecydować. Albo jeżeli ktoś za mnie cały czas decyduje, co robimy z naszymi oszczędnościami albo jak wychowujemy nasze dzieci, to jest to wykluczające tę drugą osobę zachowanie. Ponieważ osoba wychowywana w domu, gdzie obecny był alkohol i gdzie było uzależnienie cały czas jest w takim trybie przetrwania – że musi sobie poradzić. I chociaż bardzo często partner w związku partnerskim jest już zupełnie innym człowiekiem niż tata czy mama, którzy byli uzależnieni, to ten mechanizm przetrwania jest nadal aktywny.

 

Myślę, że bardzo trudno jest być w relacji z taką osobą.

 

Tak, bardzo trudno. Natomiast jak wcześniej powiedziałam, tych osób jest bardzo wiele i nie możemy skupiać się jedynie na trudnościach, ponieważ cechy wyniesione z takiego dzieciństwa są bardzo różnorodne. Oczywiście, być blisko z taką osobą jest bardzo trudno, ale tej osobie być blisko samej ze sobą też jest bardzo trudno. Musimy zrozumieć, że wychowywanie się w takim niebezpiecznym emocjonalnie i psychicznie domu, niesie za sobą bardzo dużo reperkusji, ale też bardzo dużo zasobów. I świadomość może uratować zarówno tę osobę, jak również relacje, które tworzy.

 

Czy porządkowanie takich doświadczeń pomaga parze w zbudowaniu dojrzałej relacji?

 

Tak.

 

A czy praca jest wtedy z obojgiem partnerów?

 

Często z obojgiem. I często te osoby, jeżeli nie korzystały z psychoterapii, nie mają świadomości, że alkoholowy dom, z którego pochodzą jest dla nich determinantem wielu trudnych przeżyć i wielu trudnych emocji.

 

Zazwyczaj trafiają więc na psychoterapię, gdy w ich relacjach pojawia się kryzys?

 

Często tak, ale trafiają też osoby z domu alkoholowego, które nie są w związku, bo nie potrafią go stworzyć – nie potrafią być blisko.

 

Z tego względu, że boją się bliskości?

 

Tak. Nie są też w stanie wytrzymać w relacji, gdzie pije się jakikolwiek alkohol albo gdzie jest w jakikolwiek sposób niebezpiecznie, albo – paradoksalnie – wchodzą w takie relacje, gdzie jest niebezpiecznie, żeby w jakimś stopniu odtwarzać tę traumę, która została niedokończona. Bo jeżeli nie udało mi się np. uratować mojego taty, to pragnę uratować od alkoholu mojego partnera. Czyli to zachowanie, które zostało wyuczone w domu – z obecnym uzależnieniem w postaci alkoholu, jest później niejako kultywowane.

 

Przenoszone z pokolenia na pokolenie?

 

To jest przeniesienie, odtwarzanie relacji, które mieliśmy w rodzinnym domu – zaburzenia więzi – do własnej relacji partnerskiej. Często jest to takie pragnienie dopełnienia traumy, czyli dopełnienia zachowania, którego nie udało nam się spełnić. Np. nie udało mi się uratować uzależnionej mamy, więc uratuję moją uzależnioną partnerkę; nie udało mi się pomóc mojemu współuzależnionemu ojcu, więc pomogę mojemu współuzależnionemu partnerowi.

 

A może to jest tak, że to niebezpieczne środowisko, w którym się wychowaliśmy – paradoksalnie – jest dla nas bezpieczne?

 

Tak, bo jest znane. I bardzo często, dokładnie jak mówisz, mnóstwo lęków pojawia się wtedy, gdy tworzymy zupełnie inny związek. Nie znamy systemu nerwowego naszego partnera, który lubi spokój, bezpieczeństwo, a dla nas ciągła akcja, ciągłe przeżywanie skrajnych emocji, ciągła niepewność są jakimiś wyznacznikami tego, co jest bezpieczne, bo to znamy. Oczywiście tutaj musimy nadmienić, że te osoby mają bardzo dużą potrzebę autoagresji i często nie wytrzymują w bezpiecznych związkach. Nie są w stanie poradzić sobie z poczuciem spokoju i pewności, popadają w różnego rodzaju autoagresje, w różnego rodzaju uzależnienia – niekoniecznie w alkohol. Bardzo często, gdy zaczyna się dobrze układać w relacji, pojawiają się w tych osobach lęki, oczywiście nierzeczywiste, lub taki wszechobecny lęk uogólniony – to jest bardzo niszczące i rodzinę, i tę relację partnerską.

 

Czyli taka osoba, jeśli będzie w relacji, która jest bezpieczna i trafi na dobrego partnera, mówiąc kolokwialnie, będzie uciekała ze związku?

 

Jeżeli taka osoba zwiąże się z kimś z innego domu niż sama pochodzi, czyli z domu niealkoholowego, który miał inne zasoby i w którym był inny styl przywiązania w relacji (nie lękowo-ambiwaletny czy unikający, ale bezpieczny), nie będzie w stanie wytrzymać w tej relacji. Dlatego, że ta relacja będzie dla niej niebezpieczna – z tego względu, że nie będzie w niej tych mechanizmów, które zna z własnego domu, nie będzie nikogo, kogo można uratować. Ten mężczyzna czy ta kobieta będą obecni, ta osoba partnerska będzie też cały czas empatyzowała z osobą, o której mówimy, czyli tą z domu alkoholowego, z syndromem DDA.

 

Będzie zachowywała się w sposób, który jest dla niej całkowicie nieznany?

 

Tak, i cały czas ten system nerwowy będzie na dużym poziomie pobudzenia i będą, oczywiście, obecne lęki, niestabilność; mogą też pojawić się różnego rodzaju psychosomatyczne zaburzenia typu choroby. Przyczyną tego stanu jest to, że przeżywanie stresu nie będzie kompatybilne z tym, czego się nauczyliśmy w dzieciństwie. Natomiast ja uważam, że świadomość tego, że pochodzi się z takiego domu i odtwarza się (świadomie lub nieświadomie) pewne zachowania, może taką relację uratować i taki związek, któremu będzie zagrażał kryzys.

 

Dorosłe dzieci alkoholików w różny sposób mogą zachowywać się w relacji – w zależności od tego, jaką rolę przyjęły w dzieciństwie wobec rodziców.

 

Jaką rolę przyjęły? – To jest zawsze wypadkowa dwóch sił: jaką rolę musiały przyjąć, żeby przetrwać i uratować ten system rodzinny.

 

O tej jednej roli – bohatera, już powiedziałaś. A pozostałe role, które odgrywają dzieci – jak mają się do ich zachowań w relacji partnerskiej w dorosłym życiu?

 

Taką rolą bardzo często przyjmowaną przez moich pacjentów jest np. rola maskotki. Niektórzy terapeuci nazywają ją rolą błazna, który rozśmiesza, by rozładować napięcie. Osobie, która przeżywa cudze emocje jest bardzo trudno je wytrzymać, pomieścić w sobie i przeżyć. Nie jest w stanie np. wytrzymać smutku, lęku, napięcia i wtedy bardzo często wchodzi w taką interakcję ze swoim rozmówcą/partnerem, że żartuje. To jest częsty mechanizm obronny w relacji, czyli: dzieje się coś poważnego albo coś niepewnego i w tym momencie pojawia się żart. Na dłuższą metę jest to, oczywiście, bardzo trudne, ponieważ osoba współobecna w relacji z osobą odgrywającą taką rolę, może mieć poczucie, że jest niepoważnie traktowana. Może poczuć się nie do końca uważnie zobaczona. Może poczuć, że jej emocje nie są szanowane, akceptowane. Może poczuć, że nie jest w stanie być emocjonalnie blisko w związku z taką osobą, która cały czas żartuje albo cały czas odrzuca emocje lub napięcie, bo nie jest w stanie tego wytrzymać.

 

Jak radzić sobie w takiej sytuacji?

 

Zawsze polecam, żeby nazwać to zachowanie i ten mechanizm obronny, który kiedyś musiał być aktywny, żeby to dziecko w domu przeżyło. Bo jeżeli było świadkiem dantejskich scen, które robił tata lub mama, gdy zagrożone było jego życie psychiczne i często fizyczne, w pewnym momencie przestało traktować je poważnie, by to zrozumieć, unieść, przeżyć, pomieścić.

 

To duża trauma dla dziecka.

 

Bardzo duża. I to są osoby, które niezwykle czują cudze napięcie. Często widać to u małych dzieci – w szkołach, przedszkolach – które żartują, gdy jest cisza albo przeszkadzają, gdy nie zwraca się na nie uwagi. I później taki dorosły człowiek, gdy wchodzi w relację partnerską, również zaczyna zwracać na siebie uwagę, gdy potrzebuje zostać zauważony. I robi to często lub cały czas.

Uważam, że aby zatrzymać ten kryzys w relacji, warto powiedzieć, co się z nami dzieje, gdy jesteśmy w tym kontakcie – powiedzieć, jak się czujemy, że czujemy np. że nasze emocje są nieważne, że nie możemy swobodnie popłakać albo naturalnie się złościć, albo odczuwać żalu, bo od razu pojawia się inny temat zastępczy i przekierowanie uwagi na coś, co ma mniejsze znaczenie. I niezwykle ważne jest, by zatrzymać ten proceder, tzn. nazywać te emocje i powiedzieć: „nie musisz żartować, ja sobie ze swoimi emocjami poradzę, ale chcę, żebyś był obecny przy mnie, chcę, żebyś mnie zrozumiał albo wysłuchał”.

 

Co jeszcze można powiedzieć do takiej osoby?

 

Można powiedzieć też, że rozumiemy, z jakiego powodu pojawia się taki mechanizm zachowania, że rozumiemy, że cały czas musi rozładowywać swoje emocje i być w dużym pobudzeniu – ponieważ nie chce poczuć tego, co my czujemy. Możemy też to nazwać, mówiąc: „Musiało być ci ciężko, gdy widziałeś/widziałaś nietrzeźwą mamę czy nietrzeźwego tatę i żartował_ z nią/z nim, aby nie dochodziło do przemocy fizycznej w twoim domu”.

 

A jak jest z zaufaniem w takiej relacji dorosłej, którą się buduje lub zbudowało z partnerem pochodzącym z domu alkoholowego, który ma syndrom DDA? Bo też chyba nie u wszystkich ten syndrom się ujawnia, prawda?

 

U wszystkich się ujawnia, natomiast nie u każdego jest on tak bardzo czytelny, że jesteśmy bohaterem, kozłem ofiarnym lub maskotką rodziny. Czasami te role są mniej wyraziste, mniej czytelne. Natomiast cechy z domu alkoholowego ma każdy, niezależnie, czy ten alkohol był obecny jedynie w dzieciństwie czy całe życie. Oczywiście, jeśli był obecny przez całe życie osoby, z którą później żyjemy, to te cechy są dużo bardziej aktywne w tej osobie i mocniej przeżywane. Natomiast cechy to jest po prostu wychowanie. I będąc wychowywanym w domu, gdzie alkohol jest numerem jeden, musimy wszyscy się do tego dostosować – zarówno dzieci, jak i współuzależniona mama bądź współuzależniony ojciec, jak i rodzice pijący.

W moim gabinecie często słyszę od pacjentów: „Mój ojciec pił tylko, gdy byłem malutki”. A efektem tego jest to, że cały czas kontroluję sytuację, nie radzę sobie z napięciem, rozśmieszam smutek, nie jestem w stanie przeżyć żadnej choroby moich dzieci.

 

Czyli bez względu na to, jak długo to trwa, syndrom DDA lub pewne jego cechy pojawiają się w osobowości?

 

Jak najbardziej. I tutaj zaufanie nie jest najtrudniejszą kwestią. Najtrudniejsze jest być blisko i nie bać się odrzucenia, jeżeli pochodzimy z takiego domu. Nauczyć się bliskości nie uciekać od odrzucenia.

 

Mówisz o osobie z takim doświadczeniem?

 

Tak, ponieważ jeżeli jesteśmy w relacji, która nie rokuje, a pochodzimy z domu alkoholowego i jesteśmy nauczeni dawania ciągłych szans, ciągłych okazji do uratowania naszego partnera, to bardzo często przekraczamy własne granice, które i tak w naszym dzieciństwie zostały przekroczone, i już dawno powinniśmy powiedzieć „koniec” w tej relacji, ale dajemy kolejną szansę. To po pierwsze. A po drugie, gdy nasz partner – jak powiedziałaś na początku – pochodzi z innej historii, z innego domu, ma inny sposób budowania relacji, budowania więzi, przywiązania i zauważamy, że mamy szansę z tym człowiekiem być blisko, i gdy on się do nas zbliża, natychmiast wchodzimy w jakieś autoagresywne mechanizmy bądź zachowania i go odrzucamy, to bardzo ważne jest, aby sobie uświadomić nasz sposób zachowania – dlaczego odrzucamy naszego współpartnera w relacji? I też nauczyć się tej bezpiecznej bliskości. Bo dla osób pochodzących z domu alkoholowego bliskość jest równoznaczna z zależnością – czyli, gdy te osoby były blisko swojego pijącego rodzica, bardzo często cierpiały. I bardzo często były przekraczane ich granice.

 

I teraz będą uciekały od bliskości, żeby uniknąć cierpienia?

 

Tak. I uniknąć przekraczania granic, manipulacji, nie zwracania uwagi na ich emocje, gier emocjonalnych, bycia niedostępnym w kontakcie. Bardzo często w takich domach nie ma bezpiecznego dotyku – jest albo dotyk, który jest interpretowany jako niebezpieczny, bo jest po alkoholu, albo totalny chłód, albo całkowita agresja i przemoc.

 

Do tej pory mówiłyśmy o negatywnych zachowaniach DDA, a takie osoby mają również cechy, które są cenione. Np. są bardzo dobrymi pracownikami, bo tam mogą się wykazać, mają jasno wytyczone cele.

 

Często w pracy mamy też skwantyfikowane emocje – wiemy co za co. Co otrzymamy, gdy wykonamy plan, a co – gdy planu nie wykonamy. W pracy też jest tak, że wiemy, co po kolei mamy robić, żeby uzyskać pochwałę czy uznanie. I często dla tych osób życie zawodowe jest niezwykle dużym zasobem. To są osoby bardzo odpowiedzialne, zdeterminowane, żeby przeżyć, poradzić sobie, wytrwać.

 

I zapewnić też sobie bezpieczeństwo, np. finansowe.

 

Tak. Poczucie bezpieczeństwa też są w stanie sobie zapewnić. I tutaj nie powiedziałyśmy jeszcze o trzeciej roli, którą bardzo często przyjmują dzieci, gdy w domu jest alkohol. To jest rola kozła ofiarnego. I te dzieci są dużo mniej sprawcze, często nie wykazywały odpowiedzialności, żeby uratować mamę czy tatę, wchodziły w taką zależność. Bardzo często te dzieci mają niskie poczucie własnej wartości i jako osobom dorosłym, już w pracy jest im stosunkowo dużo trudniej niż tym, które były bohaterami rodziny. Tak że nie możemy generalizować, że każde dziecko z domu alkoholowego super sobie finansowo radzi, bo niektóre dzieci świetnie sobie radzą, a niektóre wchodzą w zależność, jaką widziały w domu.

 

I taka rola pozostaje na całe życie?

 

Często, tak. I często wchodzą w relację z osobą uzależnioną i są współuzależnione po raz drugi.

 

A te osoby, które osiągają sukces w życiu zawodowym? Czy temu towarzyszy poczucie własnej wartości? Czy one mają wysoką samoocenę?

 

Zazwyczaj labilną. Jeżeli pochodzą z takiego domu, cały czas mają przekonanie, że czegoś im brakuje. Są np. świetnymi studentkami, studiują dwa kierunki – za mało, bo nie znają języka angielskiego czy innego języka obcego na super poziomie. Mężczyźni pochodzący z takiego domu mają np. niezwykłe sukcesy w życiu zawodowym czy finansowym, ale to dla nich za mało, bo w sporcie nie osiągnęli wszystkiego. Pochodząc z takiego domu mamy w sobie bardzo duży głód do zaspokojenia: głód miłości, uznania, uważności… I musimy bardzo rozważnie go zaspokajać. Tzn. nauczyć się mówić: „wystarczy” – skończyłem studia, mam dobrą pracę, wystarczy, więcej nie muszę.

 

Nie muszę nikomu niczego udowadniać.

 

Po pierwsze: nie muszę nikomu udowadniać, że jestem wart kochania – bo takie jest tło tego mechanizmu. A po drugie: nie muszę jeszcze bardziej się starać, żeby współuzależniona mama czy uzależniony ojciec mnie zauważyli. Bo jeżeli nie zauważyli mnie, gdy był_ małym dzieckiem, to nie zauważą mnie jako dorosłego mężczyzny czy dorosłej kobiety.

 

Chcesz powiedzieć, że zawsze robimy to w odniesieniu do rodzica?

 

Bardzo często tak, jeżeli nie jesteśmy w stanie zobaczyć, co osiągamy, to pozostajemy w zaprzeczaniu własnych sukcesów, własnych zasobów, naszej świadomości tego, co osiągnęliśmy. Niezwykle ważne jest wówczas, aby zatrzymać tę osobę i powiedzieć jej: „zobacz, co masz”. – Ale ja czuję, że mam ciągle mało. Wtedy pytamy: „Kto powiedział, że masz ciągle mało? Dla kogo to robisz? Czyją uwagę chcesz na siebie zwrócić?” – Mojej żony. A żona często mówi: „Dla mnie wystarczy”. I nagle okazuje się, że chodzi o to, że zwracanie uwagi, bycie pilnym uczniem, doskonałą studentką, doskonałą córką było niezwykle ważne.

 

I takie zasługiwanie na miłość, o którym powiedziałaś.

 

Oczywiście część dzieci z takich domów idzie w takim kierunku, jak ich rodzice – czyli prawie nic nie osiągają i bardzo często mają takie życie, jakie widziały w domu. I to też jest w jakimś stopniu zwracanie na siebie uwagi, ponieważ jeżeli osobą nietrzeźwą jest mama i córka idzie w tym samym kierunku, to ma nadzieję, że mama ją uratuje: „ona przestanie pić i ja wtedy też przestanę pić”. To jest nie tylko sposób zwracania na siebie uwagi, ale też sposób bycia ważnym dla tej osoby, ponieważ ja żyję jej życiem.

 

Czy te problemy dotyczą również osób, które pochodzą z domów, w których jedno z rodziców albo obydwoje są wysoko funkcjonującymi alkoholikami?

 

Syndrom DDA mieści w sobie bardzo dużo cech, z którymi dzieci wychowywane w takich domach, muszą borykać się całe swoje życie – uświadamiać je sobie, leczyć, być w terapii, uświadamiać też sobie, jak wpływają one na ich zachowania w relacjach partnerskich. W przypadku rodziców, którzy są wysoko funkcjonującymi alkoholikami, jest bardzo dużo ukrytych rzeczy, trudnych do uświadomienia sobie, pójście na terapię jest więc bardzo trudne.

 

Z jakiego względu?

 

Dlatego, że odczuwa się bardzo duży wstyd, ponieważ alkoholik kojarzy się przede wszystkim z osobą, która nie ma pieniędzy, nie ma wykształcenia, jest zaniedbana – nieładnie pachnie i jest brzydko ubrana. A w sytuacji, gdy jesteśmy wykształceni, dzieci są wykształcone, mamy pieniądze, piękny dom, super samochód i psa, i codziennie musimy wypić wino, to mamy poczucie, że ten problem nas nie dotyczy: „Jestem inn_, lepszy”. I często w tym poczuciu wyższości wychowujemy dzieci, dlatego tym dzieciom bardzo trudno jest skontaktować się z tym, że posiadają cechy DDA – bo ich mama jest np. prawnikiem, a ojciec lekarzem. Niezwykle ważne jest, żeby w tym zaburzeniu, w poszukiwaniu tych cech w sobie, zobaczyć, że niezależnie od mojego statusu społecznego, intelektualnego, finansowego, ja również jestem jedną z osób, która ten syndrom posiada.

 

W jaki sposób można przerwać ten zaklęty krąg? Wyjść z roli, jaką przyjęło się w dzieciństwie, przestać być dobrą córką albo dobrym synem? Bo czym te dorosłe dzieci alkoholików są obciążone? Myślę, że taką silną więzią z rodzicami.

 

Bardzo często bywa tak, że wychodzimy z domów alkoholowych, tworzymy nowe rodziny, mieszkamy 300, 400, 500 km od uzależnionych i współuzależnionych rodziców, ale cały czas żyjemy tym domem. Dostajemy telefony, że np. mama znów jest nietrzeźwa albo że tata znów nie wrócił na noc i przez to nie jesteśmy w stanie zanurzyć się we własną rodzinę, poczuć własnych emocji, przeżyć własnego życia. Tylko cały czas żyjemy życiem rodziców i cały czas jesteśmy na bardzo wysokim stanie pobudzenia: „czy nic złego tam się nie stało?” Mam pacjentów, którzy gdy widzą, że dzwoni mama, niezależnie od tego, gdzie są, odbierają natychmiast, ponieważ boją się, że w domu doszło do przemocy, bo ojciec cały czas pije alkohol.

I w tym wypadku niezwykle ważna jest psychoterapia i uświadomienie sobie tego syndromu. Dlatego, że tylko dzięki tej drodze będziemy w stanie powiedzieć: „mamo, dosyć, ja mam swoje życie; nie jestem w stanie ci pomóc, jest wielu terapeutów, którzy mogą to zrobić”. Musimy pamiętać, że syndrom DDA to są sparentyfikowani synowie i sparentyfikowane córki, czyli dzieci, które mają już swoje dzieci. I dochodzi tu do zaburzenia ról, bo zamiast pomagać własnym dzieciom, pomagają rodzicom, ratując ich; zamiast organizować życie sobie i swojej rodzinie, organizują je rodzicom: dają im pieniądze, umawiają psychoterapeutów, załatwiają leczenie, odwyki. To musi zostać zakończone. Przy czym dużo łatwiej jest powiedzieć „stop” ojcu, który pije niż mamie, która jest współuzależniona.

 

Dlaczego?

 

Ponieważ w relacji ze współuzależnioną mamą jest często bardzo dużo złości i jednocześnie bardzo dużo współczucia. I te emocje są podwójne. Z jednej strony pragniemy powiedzieć: „dosyć, już nie jestem w stanie”, ale mama nas wzywa, bo cierpi. A trudno powiedzieć cierpiącemu rodzicowi „nie”.

 

Też, myślę, ta relacja z matką często jest silniejsza niż z ojcem. Bardziej emocjonalna i na głębszym poziomie.

 

Często tak. Jest dłuższą relacją, jak ja to nazywam, bo trwa 9 miesięcy dłużej. Natomiast jest wiele mam, które nie budują z dziećmi takich głębokich relacji emocjonalnych, a z kolei budują je ojcowie.

W domu alkoholowym po prostu trudniej jest powiedzieć „dosyć” osobie współuzależnionej, bo z nią mamy taką podwójną więź – jesteśmy często w konflikcie wewnętrznym: „moja mama przecież nie pije, muszę jej pomóc”.

 

Zaczynamy ją chyba obwiniać o tę sytuację?

 

Jeżeli nasza psychoterapia postępuje i nasza świadomość jest coraz większa – tak. Kiedy wychodzimy z domu alkoholowego, to widzimy czarno-biały obraz: ojca, który zniszczył nasze życie i mamę, która się poświęciła. Dopiero później, dzięki rozwojowi świadomości oraz tego, jakie cechy mamy w sobie i tego, jaką jesteśmy kobietą/jakim jesteśmy mężczyzną, widzimy, co tych dwóch „głównych bohaterów” nam wyrządziło i z czym musimy się pożegnać, żeby nauczyć się żyć własnym życiem – z naszym partnerem/partnerką, z naszymi dziećmi.

 

Wyobrażam sobie, że to jest bardzo trudne. I bez pomocy specjalisty, w zasadzie wydaje mi się, niemożliwe.

 

Bywa tak, że grupa przyjaciół może pomóc albo jakakolwiek grupa, np. na studiach. Często pasja nam to uświadamia – np. sport, gdy musimy bardzo dużo z siebie dać, aby zniwelować poziom napięcia czy stresu. Czasami mamy kogoś bliskiego, trenera czy przyjaciela, który mówi: „po co ty to robisz? skąd w tobie tyle napięcia?” I mając np. 18 lat , dowiadujemy się, że ten alkohol w naszym domu z jednej strony wywołał w nas emocjonalne spustoszenie, a z drugiej tak nas zdeterminował.

Gdy mamy 18 lat jest nam naprawdę dużo łatwiej poczynić różnego rodzaju kroki, żeby nasze życie inaczej zbudować niż nasi rodzice, niż gdy mamy lat 45 i nie udaje nam się kolejny związek – i zauważamy, że wszystkie nasze partnerki są podobne do naszej mamy, która piła alkohol „bezpiecznie”, wieczorem, była bardzo wykształcona, ale ciągle nietrzeźwa.