Opis
Sposób wychowania córek i synów ma ogromny wpływ na rozwój ich emocji, dokonywane przez nich w przyszłości wybory, budowane więzi oraz bezpieczeństwo w relacjach partnerskich. Córka potrzebuje silnej więzi z matką, a syn z ojcem. Azymut matki zapewnia córce bliskość, azymut ojca synowi – również.
Zgodnie z naturalną koleją rzeczy, wchodzenie w dorosłość wiąże się z opuszczaniem domu rodzinnego i oddzielaniem się dzieci od rodziców. Tak mogę zrobić jedynie wolne dzieci – wolne od zależności rodziców, od ich troski, opieki i oceny. Proces ten polega m.in. na wypracowaniu nowych pozycji w hierarchii rodziny, nowych obowiązków i praw. Idzie za tym również wypracowanie nowych relacji pomiędzy dorosłymi już dziećmi a ich rodzicami. Niestety nie udaje się to i zwykle jest przyczyną konfliktów w relacji, gdy dziecko jest córeczką tatusia lub synkiem mamusi.
W społecznym odbiorze tego rodzaju nad wyraz silna relacja pomiędzy matką i synem oraz córką i ojcem spotyka się z pozytywnym odbiorem. Tymczasem jest to zaburzona więź, ponieważ matka postrzega swojego syna nie jako dziecko, lecz partnera, który musi zaspokajać jej emocjonalne deficyty. Syn z kolei przyjmuje tę rolę, aby zasłużyć w ten sposób na miłość matki.
Co to znaczy „synek mamusi lub córeczka tatusia”? Kiedy przyjmujemy taką rolę? Albo: kiedy taka rola zostaje nam narzucona?
Myślę, że przede wszystkim jest nam narzucona. I że bycie synkiem mamusi czy córeczką tatusia jest taką bardzo trudną rolą do uniesienia w dzieciństwie. Później, w życiu dorosłym, ma to też niestety swoje konsekwencje – podczas budowania relacji partnerskich czy kiedy zostajemy rodzicami.
Jest to w dużej mierze potrzeba matki, żeby widzieć w swoim synu partnera emocjonalnego, wspierającego, którym nie jest jej mąż czy partner. Czyli gdy w małżeństwie bądź związku partnerskim mąż/partner jest nieobecny. Wówczas partnerka pragnie zaspokoić ten deficyt, lokując swoje uczucia, wyobrażenia w swoim dziecku – w synu. Lub w synach, jeżeli w rodzinie jest więcej niż jedno dziecko. Pragnie bowiem być zaopiekowana, wysłuchana, wspierana przez syna. Podobna sytuacja jest, gdy to partner w związku nie ma zaspokojonych potrzeb emocjonalnych, psychicznych. Wówczas przekierowuje się na córkę lub córki. One się nim opiekują, bardzo często sparentyfikowane i bardzo często też uwiedzione w tej relacji.
Czyli tak naprawdę nie powinnyśmy się cieszyć, że jesteśmy córeczkami tatusia. Bo często ma to pozytywny odbiór. Czujemy się też dzięki temu bardziej kochane, zauważone, docenione.
To jest taki rodzaj zauważenia, o które nie do końca dziecku chodzi – gdy chłodny, niedostępny rodzic zauważa nas tylko wtedy, gdy mu pomagamy. Oczywiście, dziecko czerpie z takiej sytuacji również przyjemność – że przynajmniej wtedy tata czy mama je zauważa, ale tak naprawdę nie jest to rola dla dziecka. To jest za trudne, zbyt obciążające, zaburzające, bo żadne dziecko nie może zajmować się problemami emocjonalnymi, psychicznymi, czasem nawet seksualnymi swojego rodzica.
Ale jeżeli ojciec spędza bardzo dużo czasu ze swoją córką, poświęca jej mnóstwo uwagi, wspólnie jeżdżą na wycieczki, bawią się, jeżdżą na rowerze, uprawiają sport itd., i traktuje tę córkę trochę jak kumpla, a trochę jak partnerkę – uważasz, że to nie jest dobra dla dziecka sytuacja?
Pytanie, co wtedy robi mama? Bo nawet najlepszy ojciec nie stworzy z dziewczynki kobiety, absolutnie nie ma takiej możliwości. Również nawet najlepsza mama nie stworzy z chłopca mężczyzny. Wracając więc do pytania – co wtedy robi mama? Czy jeździ z nimi czy pracuje? Jeżeli jeździ z nimi, nie świadczy to o tym, że ta dziewczynka jest córeczką tatusia. Natomiast jeżeli podczas tych wycieczek…
Jeżeli ta więź jest silniejsza po prostu z ojcem niż z matką?
To też jeszcze nie wnosi żadnych zaburzeń. Ale jeżeli ta córeczka słyszy: „jesteś najlepsza”, „jesteś dużo lepsza niż twoja mama”, „jesteś dużo bardziej atrakcyjna”, „jesteś moją księżniczką”, „tatuś jest dzisiaj smutny, pociesz tatusia” albo „pomóż mi, bo twoja mama nie chce mi pomagać” – to w tym momencie następuje już przekroczenie granic w relacji ojciec-córka. I córka czuje się w obowiązku być tak blisko taty jak on sobie tego życzy. Bardzo często są to nieświadome procesy.
Czy tak już zostaje? Czy w dorosłym życiu one czują się też zobowiązane do pomagania ojcu?
Z jednej strony – tak, do pomagania. Z drugiej strony jednak żaden partner dla takiej kobiety nie jest wystarczająco dobry. Nie jest taki fascynujący jak tatuś. Żaden partner też bardzo często nie jest tak blisko jak był z nią ojciec.
Czyli nie budują tak bliskiej więzi z mężczyzną jak z własnym ojcem?
Nie są w stanie, bo cały czas pozostają w relacji partnerskiej z ojcem. I to o jego problemach emocjonalnych słuchają, dla niego są księżniczką. Bardzo często też ten ich partner w przyszłości nie traktuje ich z tak wielkim zachwytem, oddaniem i uwiedzeniem jak traktował je ojciec.
Czyli mają też tendencję do porównywania partnera ze swoim ojcem?
Bardzo często – tak. I bardzo często budują relacje krótkoterminowe, dużo częściej występują w roli kochanki niż partnerki. Takie kobiety boją się bliskości, nie potrafią jej tworzyć. Nie były nigdy blisko bezpiecznie ze swoim ojcem. Nie umieją więc być blisko bezpiecznie z mężczyzną.
Mimo takiej bliskiej więzi z ojcem?
Ona nie jest bliska, jest zaburzająca. Takie dziewczynki są partnerkami, mimo że są małymi dziećmi. To nie jest ich rola, to jest nadużycie. Wiele osób jednak myśli w ten sam sposób, jak mnie zapytałaś – że to jest fascynujące, że jestem tak blisko taty, bo moja mama jest surowa, jest „złym policjantem”.
No właśnie, zwykle tak to się ocenia: że matka jest surowa, wymagająca, stawia granice…
…a tata na wszystko pozwala. Dla niego jestem idealna.
Czyli to nie jest zdrowa relacja?
Absolutnie nie, ponieważ – jak mówiłam wcześniej – bardzo często ta relacja ma reperkusje w przyszłości. Żaden inny mężczyzna nie będzie tak wyjątkowy jak ojciec. Kobieta będzie też czuła bardzo duży lęk w takiej bliskiej relacji, ponieważ nie potrafi być blisko bezpiecznie. Bliska relacja w dzieciństwie polega na tym, że mogę być kim jestem, a ty mnie kochasz bezwarunkowo. Później, w dorosłości, bliska relacja polega na tym, że ja buduję siebie i jednocześnie wspieram ciebie. A tego nie jest nauczona ani córeczka tatusia, ani synek mamusi.
Czy tak wychowane kobiety będą też unikały intymności?
Niekoniecznie. Dla nich bardzo często intymność nie jest równoznaczna z bliskością.
Dlatego zostają kochankami?
Często zostają kochankami, ponieważ nie budują bliskości. Zwykle mają krótkoterminowe relacje, krótkoterminowe kontakty. Te związki często są też zbudowane z wielu konfliktów, z wielu niespełnionych oczekiwań, które są nieadekwatne do rzeczywistości.
A w przypadku mężczyzn? Jeżeli mężczyzna jest synkiem mamusi i jest na każde jej zawołanie, mimo że ma własną rodzinę i powinien przede wszystkim dbać o partnerkę i własne dzieci?
On w ten sposób zasługuje na miłość. I będzie tak postępował, dopóki nie uświadomi sobie, że krzywdzi tym siebie oraz zaburza relację, którą tworzy ze swoją partnerką bądź swoją rodziną. Zanim to jednak nastąpi, mężczyzna ten będzie służył swojej mamie i dla niej będzie najważniejszy. To jest analogiczna sytuacja jak w przypadku córeczki tatusia.
Pamiętajmy, dzieci kochają rodziców warunkowo, a rodzice dzieci – bezwarunkowo. I tutaj, ta mama, która pragnie być blisko ze swoim synem, nie pragnie tej bliskości jak z dzieckiem, tylko bardzo często wyraża w ten sposób smutną historię własnego cierpienia i pragnie współodczuwania samotności oraz bycia razem. Bardzo często pojawiają się komunikaty w rodzaju: „ty ze swoją dziewczyną idziesz do restauracji, ja nigdy nie byłam w restauracji”, „ty ze swoją żoną wyjeżdżasz na wakacje, ja nigdy nie byłam nad morzem”.
Czyli szantaże emocjonalne?
Tak, ale też wchodzenie w rolę ofiary. Z tego powodu syn często jest rozdarty i nie wie, co zrobić – bo z jednej strony ma cierpiącą, starzejącą się mamę, a z drugiej – często wymagającą pod względem potrzeb pary, żonę czy partnerkę. I też często dzieci. W tym przypadku zaburzenie polega na tym, że on nie wie, z kim ma być, komu poświęcić uwagę. Nauczony jest dawać mamie. I bardzo często zdarza się, że tak zaborcza i zagarniająca swojego syna mama, nie akceptuje jego żony czy partnerki. Podobnie jest z ojcem, który pozostaje w zaburzonej relacji ze swoją córką – on również nie akceptuje jej kolegów, partnerów czy męża.
A w jaki sposób można i czy to jest możliwe, aby w krótkim czasie taką relację z rodzicem w dorosłym już życiu urealnić?
Bardzo często na terapię trafiają już jako dorośli ludzie, którzy zauważają, że nie udają im się związki.
Ale czy dlatego, że np. partnerka wysyła swojego partnera na terapię, ze względu na tego rodzaju relację z matką?
Tak bywa. Ale on musi być sam przekonany, żeby przyjść na tę terapię. Bo to są osoby, które pozwalają sobie tylko na ingerencję matki. Nie słuchają żony/partnerki tak bardzo jak swojej mamy. Jeżeli więc ten partner trafia na terapię na skutek prośby żony, to musi mieć przekonanie, że jest mu to potrzebne. Podczas terapii często okazuje się, że: mama jest doskonała pod każdym względem, bardzo się poświęciła (często są to domy z alkoholem bądź innym uzależnieniem w tle) i została z ojcem, żebym mógł mieć pełną rodzinę; ojciec, niestety, nie żyje/odszedł/zdradził/porzucił i ja jestem dla mamy najważniejszy; nie mogę jej zostawić, jestem dla niej oparciem. Mało tego: ja wszystko zawsze robiłem z mamą, a teraz moja żona/partnerka chce, abym wszystko robił z nią. Ja tego nie mogę zrobić.
A czy taki mężczyzna szanuje kobiety?
Często nie, ponieważ w nim jest bardzo dużo złości z tego powodu, że mama przekraczała jego granice. Bardzo często nie ma więc tych granic wyznaczonych też w relacjach z kobietami.
I będzie wobec kobiet przejawiał nieuświadomioną agresję?
Tak. Może się ona wyrażać poprzez różnego rodzaju dowcipy, przekraczanie granic seksualnych, kpienie z kobiet, które też jest bardzo dużą agresją.
Ale mamusia zawsze na piedestale?
Mama nie do końca jest taką kobietą, o jakiej on mówi. I nie do końca jest taką kobietą, która jest w stanie być taka okrutna jak np. partnerka czy żona. Im bardziej ten proces jest nieświadomy, w tym większym stopniu zaburza tego mężczyznę. Oczywiście, bardzo często pojawia się też syndrom różnego rodzaju uzależnień emocjonalnych i dopiero to staje się silnym impulsem, by podjąć terapię. Kiedy mama choruje, syn również choruje. Niezależnie, czy ma rodzinę bądź partnerkę, ponieważ jest w zbyt bliskiej relacji z mamą i nie potrafi tego przerwać.
Czy śmierć matki jest w stanie odmienić funkcjonowanie takiego mężczyzny w związku partnerskim?
Jeżeli nie uświadomił sobie niczego przed śmiercią mamy, to jej śmierć wywołuje u niego często głęboką depresję. Pojawia się obwinianie całego świata, często też partnerki za to, że nie była w bliskiej relacji z jego ukochaną mamą, która się dla niego poświęciła i go uratowała, i jeszcze go urodziła i wychowała. Śmierć absolutnie nie rozwiązuje żadnego zaburzenia, ale na pewno sprawia, że następuje koniec pewnego etapu i ten mężczyzna będzie teraz musiał sobie poradzić ze śmiercią mamy, z pożegnaniem, a dopiero później odkryć, jaka ona była.
Paradoksalnie, gdy rodzice żyją dużo łatwiej jest odkryć, jacy są naprawdę. Kiedy umrą, niestety pojawia się kult rodzica zmarłego – niezależnie jaki on był.
Idealizuje się go jeszcze bardziej?
Tak. Jest to bardzo głębokie zaburzenie. Skutkuje tym, że podczas psychoterapii jest dużo trudniej uzyskać prawdziwy obraz tej rodziny.
A w jaki sposób mężczyzna, który jest synkiem mamusi będzie budował relacje z własnymi dziećmi, z córką i synem? Czy jest w ogóle zdolny do zbudowania takiej dobrej, bezpiecznej relacji z nimi?
Absolutnie nie. Syna będzie odrzucał, a córka będzie jego ukochaną córeczką. I będzie ją uwodził emocjonalnie, tworząc z nią relację typu córeczka tatusia. Musimy pamiętać, że to zaburzenie jest związane z osobowością zależną, która tworzy się w domach, gdzie są różnego rodzaju uzależnienia – od alkoholu, narkotyków. Bardzo często przemoc emocjonalna, psychiczna, fizyczna. Zazwyczaj są to rodziny, w których występują jakieś dysfunkcje.
A dlaczego mamy taką skłonność, żeby wybrać sobie na partnera akurat mężczyznę, który jest synkiem mamusi albo kobietę, która jest córeczką tatusia?
Bo bardzo często sami też pochodzimy z takich rodzin, w których nasze potrzeby nie były zaspokajane.
Ale niekoniecznie musimy odtwarzać ten schemat, prawda?
Zgadza się. Niekoniecznie musimy funkcjonować w tych rolach, ale bardzo często ktoś, kto wiąże się z partnerem, który jest bardziej związany ze swoim rodzicem, ma w sobie ogromną potrzebę pomagania i bycia potrzebnym. I cały czas pragnie, żeby ktoś go pokochał, żeby zasłużył na miłość, żeby był ważny, żeby uratował system rodzinny. Bardzo często jest to taka osoba, która swoim zachowaniem cały czas troszczy się o innych, kontroluje cały świat, zapominając jednocześnie o sobie i swoich potrzebach.
A jak to zaniedbywanie siebie sam_ przekłada się na relację partnerską i na relację z dziećmi? Mam na myśli to, żeby żyć wspólnie w zdrowy, bezpieczny sposób?
Gdy np. mamy parę, w której partner jest związany ze swoją mamą w taki emocjonalny sposób i pomagając jej dużo bardziej, partnerka ma dwie drogi. Albo zacznie mówić partnerowi, że to jej nie odpowiada i budować też siebie: stawiać granice, mówić „nie”, mówić „nie pojedziemy na wakacje razem z twoją mamą”.
Ale ta matka zawsze z tyłu jest.
Tak, natomiast to jedyny sposób, żeby dać tej relacji taką możliwość, że zakończy ją syn, a nie synowa. Bo synowa jest tutaj jak gdyby niwelowana i bardzo często oceniana negatywnie.
Czyli matka męża/partnera traktuje synową jako konkurencję? W taki sposób jak konkurują między sobą o względy mężczyzny kobiety?
Bardzo często taka mama jest niedojrzała, więc tutaj trudno mówić o jakiejkolwiek dojrzałej relacji. W tej sytuacji konkurencja oznacza, że żona/partnerka zabiera jej ukochanego syna; że jest on bliżej swojej żony/partnerki i swojej rodziny niż tej matki. Z tego powodu matka doświadcza ogromnej straty, czuje się opuszczona. To ją zaburza i może np. zacząć chorować.
Pojawiają się u niej choroby psychosomatyczne? Po to, żeby być cały czas w centrum uwagi?
Tak, bardzo często. Jest to jeden z mechanizmów. Często dzieje się tak po prostu z samotności, pustki, żalu, cierpienia. Syn ma więc jeszcze większy dylemat, jak się zachowywać. I to jest jedna droga. Druga natomiast to współuczestniczenie przez żonę/partnerkę w tej relacji – np.: mama mnie potrzebuje, więc idziemy do niej całą rodziną. To jednak bardzo szybko się kończy. Kiedy żona/partnerka zauważy, że jej mąż/partner jest zbyt blisko swojej mamy, że się o nią troszczy i traktuje zupełnie inaczej niż ją i dzieci, to też stawia granice. Pojawia się w niej zazdrość, doświadcza różnego rodzaju emocji własnych. I gdy zaczyna o tym mówić, staje się to początkiem zatrzymywania tych relacji współzależnych.
A czy ten rodzaj relacji między synem a matką może się przenieść na rodzeństwo? Że np. w rolę matki wejdzie siostra takiego mężczyzny?
Oczywiście, jak najbardziej. Jeżeli siostra jest samotna albo opuszczona, albo choruje i ten syn był wychowywany w poczuciu, że jest jedynym mężczyzną w domu. Tylko to nie jest już tak zaburzająca relacja, ponieważ w relacji z siostrą do głosu dochodzą troszeczkę inne mechanizmy niż w relacji matka-syn. Analogicznie jest, gdy mówimy o relacji ojciec-córka. To nie jest aż tak bardzo wiążące i niszczące dla całej rodziny.
Chodziło mi o to, czy ten mechanizm w pewien sposób automatycznie się przenosi.
Do pewnego stopnia. Pamiętajmy, że ten syn pragnie miłości matki, nie miłości siostry. I gdy pomaga siostrze, to nie jest już tak bardzo zaangażowany, aż tak bardzo poodcinany od rzeczywistości, aż tak bardzo w zaburzeniu idealizacji. Siostrę widzi dużo wyraźniej niż matkę.
Bardziej urealnia ją sobie?
Tak i to już jest inny rodzaj kontaktu, w związku z tym często pojawiają się też inne emocje w tym kontakcie. Natomiast pamiętajmy, że w relacji służenia ojcu w przypadku córeczki tatusia czy służenia matce, będąc synkiem mamusi, my pragniemy być kochani. I ten niedojrzały, zaburzony rodzic, pozwala nam tylko na taki rodzaj miłości i taki rodzaj pomagania sobie, i też bycia w takiej tylko relacji. To jest bardzo często determinant i jako dzieci nie jesteśmy w stanie powiedzieć: „nie chcę z tobą takiego kontaktu”.
Jako dzieci nie jesteśmy nawet w stanie ocenić, że to nie jest dla nas dobre.
Oczywiście, poza tym tylko tego rodzaju kontakt znamy. Ale już w wieku nastoletnim zauważamy, że tej matki jest za dużo – że sprawdza np. naszą bieliznę, że przekracza nasze granice, wchodzi bez pukania do pokoju, sprawdza telefon albo chce wiedzieć wszystko o naszych koleżankach, albo się z nich wyśmiewa czy je ocenia. Mimo to nie jesteśmy w stanie powiedzieć tej matce: „stop, dosyć”, ponieważ jesteśmy od niej po pierwsze – zależni ekonomicznie, po drugie – emocjonalnie. To jest często nasz jedyny dom. Nie jesteśmy w stanie wyznaczyć jej granic, ponieważ wiemy, że w przeciwnym razie nie będziemy mieli z nią żadnej więzi, żadnej relacji. I to jest niezwykle trudne.
A czy synkowie mamusi i córeczki tatusia potrafią wyznaczać granice w swoich związkach partnerskich, które budują w życiu dorosłym?
Niestety nie potrafią. Bardzo często sami przekraczają te granice, w taki sam sposób jak tego doświadczyli w dzieciństwie. Są zbyt kontrolujący albo zbyt odrzucający, zbyt oceniający, zbyt poniżający. Polaryzują dzieci – gdy mają np. dwie córeczki, to jedna z nich bardzo często jest ich ulubienicą, a drugą odrzucają, bo jest zbyt podobna do żony/partnerki. Podobnie jest w przypadku, gdy matka ma dwóch synów – jeden jest bliżej niej, a drugim, podobnym do jego ojca, już się tak nie zajmuje.
Czy to są nieuświadomione zachowania?
Jak najbardziej, nikt tego – wierzę w to głęboko – nie robi specjalnie. Są to bardzo nieuświadomione i bardzo niedojrzałe zachowania.
Też sprawiające, myślę, cierpienie dzieciom.
Cierpienie dzieciom, współpartnerom i w rezultacie również sobie. Ponieważ w pewnym momencie pojawia się efekt lustra. Tzn. uświadamiamy sobie, że za daleko to zaszło, że nie mamy swojego życia, że matka towarzyszy nam na każdym kroku i nie jesteśmy w stanie funkcjonować. Albo: mój ojciec zwraca mi uwagę za każdym razem, gdy spotykam się z chłopakiem, mam już tego dosyć.
I wtedy zaczynamy się oddalać?
Często tak. Albo się odcinamy, zwykle, gdy to oddalanie się nie udaje. Ale wtedy potrzebujemy już wsparcia terapeutycznego bądź takiego związku, który będzie nas w jakimś stopniu uświadamiał – z dojrzałym partnerem/partnerką lub z innymi zaburzeniami niż nasze – który urealni nas w tej sytuacji i od którego będziemy w stanie to przyjąć. To jest ważne. A nie odrzucić i tego partnera i nas samych.