Opis
Wielu z nas wydaje się, że udany związek to taki, w którym nie pojawiają się trudności. Ale to iluzoryczne myślenie – sprawia, że żyjemy w ułudzie. Wielu z nas wydaje się również, że miłość ma taką moc, że nie powinniśmy się kłócić i doświadczać różnic poglądów czy potrzeb. A kiedy się pojawiają i partner/partnerka chcą czegoś innego, w nas pojawia się obawa, że miłość przeminęła. Albo myślimy, że na partnera/partnerkę wybraliśmy nieodpowiednią osobę.
Zdrowy, dojrzały związek poznajemy nie po tym, że nie ma w nim trudności, ale po tym, że o trudnościach potrafimy rozmawiać konstruktywnie, nie raniąc siebie nawzajem. Wspólnie rozwiązując pojawiające się problemy, wspierając się w każdej sytuacji. Nie jest to łatwe, ale można się tego nauczyć. Świadomość bowiem pozwoli nam na bycie obecnym w związku, na zbudowanie bliskości z partnerem/partnerką i spełnienie.
Do tego, by relacja była trwała, dojrzała, niezbędna jest też równowaga w dawaniu i braniu, również miłości, oraz wzajemna troska.
Czy miłość wystarczy, żeby zbudować długotrwały związek? Czy w ogóle jeden „składnik” relacji wystarczy, by tak się stało? Wszystko jedno, czy to będzie miłość czy np. seks?
Absolutnie nie. Jest to niemożliwe, aby w ten sposób zbudować długotrwały (wielomiesięczny czy wieloletni) związek. By tak było potrzebne są jeszcze szacunek, akceptacja, uczucia – niekoniecznie miłość. Miłość ma bowiem różne oblicza: inaczej kochamy na początku związku, inaczej podczas jego trwania, inaczej pod koniec naszego życia. W zależności od tego, czego doświadczamy, miłość podlega różnego rodzaju przemianom. Dlatego niezwykle ważne są, moim zdaniem, zauważenie i akceptacja.
Jednak wybierając partnera/partnerkę, zakochujemy się w określonych cechach tej osoby?
Często tak – zakochujemy się w określonych cechach, ale często też w naszym wyobrażeniu o partnerze.
Co to znaczy?
Na przykład: on się uśmiecha, jest miły, czyta dobre książki, ogląda ambitne filmy – to znaczy, że będzie mi z nim dobrze w życiu. Dopowiadamy to sobie. Tworzymy iluzję tej relacji. A tak wcale nie musi być. Ja uważam, że życie w związku to jest długi dystans – przeżywamy mnóstwo różnego rodzaju trudnych sytuacji i do końca nie wiemy, czy ten partner bądź partnerka na tym dystansie się sprawdzi. Czy będzie przy nas? Czy będzie obecn_? Czy będzie dostepn_? Czy będzie nas zauważał_? Aby związek był udany, tzn. cały czas żył, musi zostać spełnionych bardzo dużo komponentów.
To jak jest z miłością w związku?
Jest niezbędna, ale ma różne oblicza.
Ale niezbędna, żeby ten związek się zaczął czy niezbędna, żeby ten związek trwał? Bo przecież miłość nie ma przez ten cały czas takiego samego natężenia.
Tak, to prawda. Niezbędna, żeby się zaczął i niezbędna, żeby trwał. Ale jak powiedziałam – miłość, czyli cała nasza emocjonalność w związku, ma różnego rodzaju oblicza. Inaczej kochamy na początku, inaczej – gdy już tę osobę znamy, inaczej – gdy się starzejemy, inaczej – gdy rodzą się dzieci, inaczej – gdy mamy problemy zdrowotne, a inaczej – gdy jesteśmy szczęśliwi.
Czy miłość w wieloletniej relacji zmienia się w przywiązanie?
Bardzo często. Przywiązanie jest też składową związku. Nie mówię tu o uzależnieniu emocjonalnym, tylko o przywiązaniu. Bezpieczny styl przywiązania jest niezbędny, by zbudować zdrowy związek.
Co to znaczy „bezpieczny styl przywiązania”?
To znaczy, że możemy na tej osobie polegać, że jest ona dla nas przewidywalna, że jest dostępna, że zwracamy uwagę na jej emocje. To znaczy również, że jesteśmy w stanie ją wesprzeć, gdy ma trudniej w życiu i że sami też jesteśmy w stanie ją o to poprosić. Jest niezwykle ważne, aby w relacji była dynamika oparta na dawaniu i braniu. Nie można być wyłącznie dawcą albo wyłącznie biorcą w związku, bo ten związek się wtedy nie uda.
Masz na myśli, że nie przetrwa? Czy że nie będzie szczęśliwy?
Po pierwsze się nie uda, a po drugie – będzie w nim bardzo dużo cierpienia.
Ale zdarzają się takie relacje, w których tylko jedna strona daje, a druga tylko bierze lub daje z siebie niewiele.
Tak, tylko te związki często przeżywają różnego rodzaju trudności. Dochodzi w nich do bardzo wielu kryzysów. Osoba, która daje ma poczucie kontroli i władzy, natomiast osoba, która bierze – często lub cały czas ma poczucie zależności. Takie związki nie opierają się na relacji. Utrzymująca się w nich dysproporcja sprawia, że ważna staje się racja. A ja mam takie poczucie, że jeżeli w związku liczy się racja, to nie ma relacji. Bo nie ma przestrzeni do mówienia, nie ma gotowości do mówienia, nie ma zgody z tej drugiej strony. Bo jeżeli ktoś cały czas daje, to też cały czas czegoś od ciebie wymaga.
Stąd bierze się taka tendencja do maksymalnego kontrolowania u takiej osoby?
Bardzo często, tak. I poczucie władzy. Więc ta druga strona musi być uległa, żeby relacja przetrwała.
A czy ludzie dobierają się w pary na podstawie określonych stereotypów czy schematów zachowań?
Bywa różnie, zazwyczaj dzieje się to nieświadomie. Podoba nam się np. taki rodzaj relacji, jaką odtwarzali nasi rodzice…
Poczekaj, moment. Chodziło mi o to, czy ludzie dobierając się w pary, w pewien naturalny sposób wchodzą w określone role?
Często tak, oczywiście, jeżeli jesteśmy wychowywani w określonej dynamice relacji dużo łatwiej przychodzi nam mieć kontrolę lub jej nie mieć we własnym związku. Przywołuję tu spolaryzowane sytuacje. Bardzo często to, w czym jesteśmy wychowani, przychodzi nam potem w dorosłym życiu jak gdyby bez trudu, i zwykle nieświadomie. Jeżeli np. w domu mama decydowała o wszystkim, córka też będzie dążyła do tego, by tak robić. Jeżeli ojciec był niedostępny, bo ciągle pracował, to synowi także będzie dużo łatwiej później odnaleźć się w takiej roli. Oczywiście świadomie może już jej nie wybrać, bo będzie zdawać sobie sprawę z tego, że jeżeli ktoś jest w związku niedostępny, to nie buduje kontaktu w relacji.
A czy takie odtwarzanie ról, nieświadome wchodzenie w schematy, odbywa się na wielu płaszczyznach? Również w sferze seksualnej?
Bywa różnie. Osoby, które są dominujące w życiu zawodowym, w relacjach i w życiu emocjonalnym pragną być niedostępne albo całkowicie uległe. Ich dominacja w życiu zawodowym jest bardzo wyczerpująca i niszcząca, generuje bowiem tak silną presję i stres, że nie są w stanie już pozwolić sobie na taki „wyzysk” energetyczny i emocjonalny w innej sferze życia.
Bardzo często bywa też tak, że jeżeli jesteśmy dominującą stroną w relacji, to w seksie również mamy taką preferencję. Oczywiście nie dotyczy to każdego, ale bardzo często bywa, że jeżeli w parze jesteśmy stroną dominującą, w seksie również mamy taką preferencję. Jeżeli na co dzień jesteśmy ulegli, to taką uległą postawę mamy też w życiu seksualnym.
Są też jednak partnerzy, którzy mają takie niedojrzałe marzenia o silnej, stanowczej, atrakcyjnej, niezależnej kobiecie, znającej języki obce, pracującej, wychowującej dzieci, a przy tym uległej seksualnie.
Czy to w ogóle idzie w parze? Jest możliwe?
Nie, absolutnie. Jeżeli kobieta jest niezależna, sama o sobie stanowi, potrafi pełnić tyle życiowych, emocjonalnych ról i czuje się w nich spełniona, to w sferze seksualnej też wie, czego pragnie i zazwyczaj nie chce być uległa.
Ale może się zgodzić.
Może się czasami zgodzić, ale zapewne nie jest to jej preferencja.
Wracając do początku naszej rozmowy i pytania, czy miłość wystarczy, aby związek przetrwał – co w sytuacji, gdy w relację bardziej zaangażowana jest jedna strona? Jedno z partnerów jest bardziej zakochane, a drugie mniej?
Tutaj ważna jest rozmowa. Powiedzenie np.: ja tak bardzo się dla ciebie staram, ale im bardziej jestem perfekcyjna, im bardziej jestem przy tobie, otwieram się emocjonalnie, tym mniej mam kontaktu z tobą/tym mniej od ciebie dostaję. Oczywiście to jest bardzo trudne komunikować tego rodzaju rzeczy tak wprost partnerowi, ale jeżeli nie powiemy, wejdziemy w taki schemat, że jedna osoba będzie dawała, starała się, a druga będzie troszeczkę się wycofywała i stawała się coraz bardziej niedostępna.
Czy to nie jest rodzaj osaczania emocjonalnego?
To zależy, czego potrzebujemy w związku. Są partnerzy (zarówno kobiety, jak i mężczyźni), którzy potrzebują bardzo dużo miłości, czułości, mówienia „kocham cię”, SMS-ów, wysyłania zdjęć, proponowania różnego rodzaju przyjemności, bycia blisko współpartnera. Niezależnie jak długo ten związek trwa. I jeżeli dla drugiej strony jest to ok, to ten związek ciągle żyje, czyli jest w nim równowaga, o której mówiłam wcześniej – pomiędzy dawaniem a braniem.
Natomiast jeżeli nie jest ok, ale powie, że czasami nie ma na to sił, bo jest zmęczon_, bo wolał_ posiedzieć razem w domu na przykład albo że nie zawsze ma ochotę cię przytulać, kiedy ty potrzebujesz, ale bardzo cię kocha – to taki komunikat nie jest odrzucający. Wprost przeciwnie: jest komunikatem wzmacniającym relację, bo dzięki niemu wiemy, czego oczekujemy i co dostajemy od tej drugiej osoby. Wtedy też ta relacja żyje, czyli wzrasta. Kiedy jednak tego rodzaju rozmowa nie zostanie przeprowadzona, to mamy relację z jednym partnerem uciekającym, czyli unikającym bliskości, a drugim napierającym, który nie otrzymuje tego, o co prosi i pragnie jeszcze więcej.
A co jest przyczyną takiego zachowania? Bo mnie się wydaje, że nadmierne dawanie jest pewnym rodzajem zaborczości.
Też takiego zasługiwania na miłość.
Czy to wynika z naszych doświadczeń z dzieciństwa?
W dzieciństwie uczymy się dwóch stylów przywiązania w relacji: tego, który mamy ze swoją mamą i tego ze swoim ojcem. A trzeci styl przywiązania obserwujemy w relacji pomiędzy rodzicami. Kiedy tworzą oni bezpieczny styl, mamy z nimi bezpieczną więź i sami też później budujemy bezpieczne związki. Jeżeli jednak widzimy style lękowo-ambiwalentne, zdezorganizowane to takich się uczymy i takie odtwarzamy.
I wtedy budujemy niebezpieczne związki.
Lękowe, często niebezpieczne związki. Dokładnie.
A co z zaspokajaniem potrzeb w takiej relacji? W pewnym momencie przecież zaczynamy sobie uświadamiać, że nie zostaną one zaspokojone. Cokolwiek byśmy robili i jakkolwiek byśmy się starali, nie otrzymamy tego, na czym nam najbardziej zależy.
Tutaj bardzo ważne jest też wyjście z iluzji, ponieważ całe nasze życie to dążenie do osiągnięcia doskonałości. Bardzo często pary mówią, że pragną miłości, randek, zabiegania o siebie…
Tak jesteśmy wychowywani, takie są wzorce kulturowe.
Tylko, że to jest głęboki deficyt. Jesteśmy wychowywani w przeświadczeniu, że powinniśmy dążyć do czegoś, co jest często nieosiągalne. Trzeba sobie uświadomić, co musi być w związku, aby on żył i się rozwijał. I aby zarówno partnerzy, jak i dzieci, jeśli w nim są, czuli się bezpiecznie.
Czy te elementy bezpiecznego związku zawsze są takie same?
To zależy od partnerów. Ja uważam, że bezpieczna relacja to taka, w której są akceptacja, szacunek, zrozumienie, okazywanie uczuć. Ty zapewne uważasz, że co innego. Kogokolwiek byśmy zapytały, dla każdego co innego będzie stanowiło podstawę bezpieczeństwa.
Kiedy czasami pytam pary w gabinecie: „co jest dla was ważne w związku?”, padają odpowiedzi: „randki, prezenty, żeby mnie nigdy nie zdradził, żeby zawsze był przy mnie, żebyśmy zawsze razem wyjeżdżali, żeby zawsze była uśmiechnięta i zadowolona, żeby nie było depresji”… Nie ma takiego życia. To jest niemożliwe.
Często tak właśnie je sobie idealizujemy.
Im większe deficyty w nas, tym większa ta potrzeba idealizacji. I trzeba podkreślić, że to, gdy mówię partnerowi, aby przytulał mnie codziennie rano, a on w tym momencie nie ma na to ochoty, wcale nie znaczy, że mnie nie kocha. Po prostu nie ma ochoty mnie przytulić.
Ale jeżeli ty masz taką potrzebę, żeby cię przytulał, a on nie chce?
Mówię mu: chcę cię przytulić.
Ale przecież pragnie się to otrzymać, a nie samemu dawać.
Tak, ale jeżeli partner poświęci się i da mi coś, czego pragnę, to będzie oznaczać, że jestem ważniejsza i w ten sposób uzależni się ode mnie i w tej zależności będzie funkcjonował. Nie chodzi o to, aby jedna strona przekraczała swoje granice i dawała z siebie za dużo. Chodzi o to, żeby dawała tyle, aby pozostawać w zgodzie ze sobą. Czyli tutaj bardzo ważną kwestią jest, aby znać swoje potrzeby, preferencje, granice – co lubimy robić rano, co wieczorem, na co się godzimy, a na co – nie.
Czy pozostawanie w udanym, dojrzałym związku zawsze wiąże się z przekraczaniem granic?
Niekoniecznie, ponieważ jeżeli mam potrzebę otrzymania czegoś od mojego męża czy partnera i przyjmę do wiadomości, że on w tym momencie tego mi nie da, chociaż mnie bardzo kocha, bo nie jest w stanie albo jest w jakimś innym swoim przeżywaniu, to nie czuję się odrzucona. Po prostu jako osoba dorosła, dojrzała akceptuję to, że on może nie chcieć.
Osoba niedojrzała natomiast będzie się tego domagała – muszę to mieć od ciebie teraz, natychmiast, i jeszcze: nie powiem ci dokładnie, o co mi chodzi, ale masz mi to dać. Ponieważ jest to niemożliwe do spełnienia, w tym momencie rodzi się ból, cierpienie. Bo on mnie odrzucił, bo źle się do mnie odezwał, bo nie odbierał telefonu, bo nie odpisał na SMS-y, bo był nieobecny, bo woli pracę niż mnie. Oczywiście mężczyźni też mają cały wachlarz tego rodzaju wyjaśnień.
Na przykład?
Mężczyźni często mówią: ona jest niezadowolona, nieuśmiechnięta, nie zrobiła mojego ulubionego obiadu, ciągle spędza czas w pracy, dzieci są ważniejsze niż ja, nie chce ze mną uprawiać takiego seksu, nie chce pojechać w góry, a ja lubię się wspinać, ciągle mnie kontroluje i sprawdza mój telefon, nie pozwala mi z kolegami wyjść na nocne balowanie itd. To pokazuje, że mamy różne potrzeby, niezwykle ważne jest jednak, na ile komunikujemy się ze sobą.
Czyli tak naprawdę receptą na udany związek jest szczera, otwarta rozmowa?
Tak. I nie zakazywanie sobie pasji. To jest bardzo ważne, ponieważ jeżeli np. pasją partnera jest wspinaczka wysokogórska i robi to, od kiedy pamięta, bo to reguluje jego poziom stresu, nie należy oczekiwać czy zmuszać go, aby zrezygnował, jeśli wchodzi w związek. Oczywiście, gdy rodzą się dzieci, możemy sobie ustalić, że wyjeżdżasz dwa razy w roku. Ale nie, że nie wyjeżdżasz już nigdy, bo ja się boję, że coś ci się stanie i umrzesz.
Czego oznaką jest taka postawa?
Bardzo dużego lęku i potrzeby kontrolowania partnera. To jest też pragnienie, że on zrobi dla mnie coś, czego nikt nigdy nie zrobił. Czyli poświęci się, zrezygnuje z czegoś, co jest dla niego ważne. Owszem, wspinaczka wysokogórska jest niebezpieczna, ale ja mam przekonanie, że nikt bez przygotowania nie poświęca się takiej pasji. I bardzo ważne jest jej uszanowanie, ale też poszukanie sobie własnej. Bo zakazy bardzo często pojawiają się w związkach wtedy, gdy jedna osoba ma pasję, a druga jej nie ma.
Czy to jest taka chęć zawłaszczenia partnera i niejako wciągnięcia go w swój własny świat?
Trochę tak, ale trochę też takiego pokazania, że skoro ja nie mam własnej pasji, to dlaczego ty masz ją mieć? Rodzaj rywalizacji, ale też próba wyrównania związku – żeby ten mężczyzna wyrównał do kobiety albo kobieta do mężczyzny. Bo kobiety przecież też bardzo często mają pasję i są z tego powodu niedostępne, więc mężczyźni w podobny sposób się zachowują.
Zarzucają np. żonie, że zamiast prowadzić dom, zajmuje się sportem.
Tak, albo wyjeżdża na festiwale taneczne, albo ciągle jest w pracy, jeśli praca jest jej pasją, albo ciągle siedzi w telefonie.
Może siedzieć w telefonie dlatego, że nudzi się w związku.
Ale jako osoba dojrzała powinna o tym powiedzieć, co atrakcyjniejszego jest w telefonie, czego nie ma w tej relacji. Tutaj trzeba też oddzielić pasję od uzależnienia, bo przecież nie można mieć pasji siedzenia w telefonie czy pasji picia alkoholu.
To będzie za każdym razem rodzaj ucieczki.
Tak, od odczuwania czegoś, od emocji, bardzo często od przeżywania porażki.
Dlaczego więc wybieramy na partnerów osoby, od których chcemy później uciekać?
O, bardzo ciekawe pytanie! Zazwyczaj wybieramy osoby, które na starcie coś nam dają albo są spełnieniem naszych wyobrażeń. Np.: ten mężczyzna tak na mnie patrzy, że widzę miłość w jego oczach, on na pewno spełni moje najskrytsze marzenia. Oczywiście później życie to weryfikuje i ważne wtedy, żeby uszanować ten swój pierwszy wybór – ja tego mężczyznę wybrałam, ja tę kobietę wybrałem. Dlaczego? Czy to była moja niedojrzałość? Czy to była moja iluzja? A może jakieś głębokie pragnienie? A może już wtedy się w niej zakochiwałem i czułem dużo więcej niż do innych? I też odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego czułem to do tej akurat kobiety? Kogo mi ona przypominała? Jak mnie traktowała? – I w ten sposób sprawdzić, czy tym w jaki sposób o tym wszystkim mówię, emocjami, które były we mnie na początku tej relacji, możemy kryzys uzdrowić.
A więc wrócić do emocji, które nam towarzyszyły, kiedy się dopiero poznaliśmy?
Tak, odpowiedzieć sobie, co takiego fascynującego było w moim mężu/partnerze czy w mojej żonie/partnerce, że od razu wiedział_, że to jest on/ona.
Skłaniasz się ku takiemu stwierdzeniu, że ludzie się nie zmieniają?
Nie, absolutnie. Ja uważam, że zmiana jest jak oddychanie. To część naszego życia. Dlatego nasz partner mógł się zupełnie zmienić przez te wszystkie lata w relacji, więc może być zupełnie inną osobą. Dlatego jeżeli para przeżywa kryzys, podczas terapii wracamy do początku związku. To ważne, aby zarówno partner, jak i partnerka przypomnieli sobie, co było wtedy wzajemnie w nich fascynującego. To podstawa pracy z parą w kryzysie. Bo jeżeli byłam w stanie tak dużo poczuć do tego mężczyzny wówczas, to nadal jestem zdolna do tych emocji, potrafię kochać tę osobę. A jeżeli tę osobę, to również siebie.
Istotne jest, aby pokazać, gdy mamy kryzys, że te emocje na początku zrodziły się pomiędzy dwojgiem partnerów, parą. Później przeżywamy różnego rodzaju sytuacje – im większa trauma, tym większa zmiana. Kiedy np. chorują rodzice partnera czy partnerki to on/ona jest nieobecn_ w związku, bo jest bardziej z rodzicami. Jeżeli np. rodzi się dziecko, partnerka również jest bardziej nieobecna w związku, bo jest bliżej dziecka. To są naturalne momenty, gdy w relacji trochę oddalamy się od siebie. Niezwykle ważne jest jednak to, co nas wiąże. Kiedy mam takie pary w terapii, zawsze im mówię, że relacja własna ma większe znaczenie i ma pierwszeństwo przed relacją pokoleniową.
Czy to znaczy, że każdy związek ma potencjał do zmiany?
Tak, każdy. Myślę też o potencjale w ten sposób, że ważne jest, aby tę drugą osobę zobaczyć. Ze wszystkim, co do niej przynależy: marzeniami, pragnieniami, oczekiwaniami, emocjami, traumatycznymi przeżyciami – jej cały świat, który nosi w sobie głęboko. Jeżeli to dostrzegam i dostrzegam też w sobie, to kiedy się zmieniamy, mówię na bieżąco, co się ze mną dzieje, co jest dla mnie dobre, a co niezbyt. Czego oczekuję, a czego już nie. I nie odrzucam, gdy mówię „nie”.
Kiedy się zmieniamy, mamy tendencję, by płynąć swoją łódeczką każde w inną stronę. Dlatego niezwykle ważne jest, by cały czas widzieć tę drugą osobę.